Z narracji Lily Evans.
_____________________
Siedziałam właśnie w jednej z opuszczonych łazienek w
lochach. Nie powiem, żeby siedzenie w lochach sprawiało mi przyjemność, ale
przynajmniej miałam pewność, że nikt mnie nie spotka. Minął już prawie miesiąc
od mojej rozmowy z Jamesem o eliksirze i pelerynie niewidce, dzięki której
mogłam wykraść przepis na wywar wilkołactwa. Tylko cóż z tego, jak od miesiąca
próbowałam go uwarzyć, wszystkie polecenia wykonując z jak największą
starannością i dokładnością. Każdy podpunkt czytałam 3 razy zanim dodałam jakiś
nowy składnik. I cóż? Nic. Zacięłam się w połowie przepisu, gdzie kolor
eliksiru powinien być jasnozielony, mój zaś przyjmował barwę buraczaną. No nie
dało się nie zauważyć.
Westchnęłam z żalem po raz kolejny tego wieczoru. Przepis, z
którego korzystałam był jedynym, jaki znalazłam w dziale ksiąg zakazanych. Już
sama nie wiedziałam co mam zrobić, co jest nie tak.
W tym momencie do mojej głowy wpadła pewna myśl. Tylko, czy
byłby w stanie mi pomóc? Jest tak samo dobry jak ja, a nawet lepszy. Tylko...
czy powinnam prosić go o pomoc? - myślałam natarczywie, wracając do wieży
Gryffindoru. - A jeśli się nie zgodzi? Lub co gorsza, będzie czegoś oczekiwał w
zamian? Trudno, zrobię to dla Remusa. - podjęłam decyzję i od razu zmieniłam
kierunek. Udałam się do sowiarnii, gdyż był to jedyny środek skontaktowania
się.
Severusie,
Spotkajmy się o 21.00 w opuszczonej łazience w lochach. Liczę na Twoją
obecność.
Lily
Przywiązałam liścik do nóżki małej sówki, okryłam się
szczelniej płaszczem, w końcu był już koniec października, i udałam się do
swojej wieży.
Godzinę później maszerowałam żwawo w stronę lochów.
Choć byłam Prefektem i nie obowiązywała mnie godzina policyjna to jednak
przyśpieszyłam kroku. Nie lubiłam tego miejsca, chłód i mała ilość lamp nie
dodawały otuchy.
Weszłam do łazienki, gdzie od razu ujrzałam Snapea. Stał
oparty jedną z umywalek z rękami
schowanymi w kieszeniach. Nasze spojrzenia spotkały się.
- Sev... - zaczęłam.
-Sev? To już nie Smarkerus? - odparł oschle.
- Dziękuję, że przyszedłeś. - powiedziałam spokojnie.
- Chociaż, po tym jak nazwałeś mnie Szlamą, od której nie potrzebujesz pomocy
półtora roku temu, to faktycznie powinnam powiedzieć Smarku. - dodałam ze złością. Wyraz
jego twarzy zmienił się diametralnie. Widać było lekkie zakłopotanie.
- Więc po co chciałaś się tak nagle spotkać? - zapytał. - Jak
się domyślam ma to związek z eliksirem w jednej z kabin. - skierował wzrok na mnie.
- Tak - zaczęłam powoli - wykradłam recepturę na
eliksir wilkołactwa.
- Co? Chyba sobie żartujesz, że starasz się go
uwarzyć! - podszedł do mnie ze złością.
- Tak, staram się, ale jak widać z marnym skutkiem.
- Zdajesz sobie sprawę jakie są konsekwencje błędu
przy jego warzeniu? Wiesz co się może stać? - krzyknął.
- Wiem, nie musisz krzyczeć. Znam ryzyko, ale mimo
wszystko się tego podjęłam. - odparłam machając ręką.
Severus spojrzał na mnie ze złością.
- Czego oczekujesz ode mnie?
- Jak widzisz, eliksir nie jest skończony. Robię
wszystko zgodnie ze wskazówkami, jednak utknęłam w połowie. Ma nie tą barwę co
trzeba. - spojrzałam mu w oczy. - Chciałam prosić Cię o pomoc. Jesteś najlepszy
z eliksirów.
- Sama igrasz z losem i oczekujesz ode mnie tego
samego?
- Wiem, że nie powinnam, to zbyt ryzykowne, ale zależy
mi na tym wywarze. To może pomóc wielu osobom żyć normalnie.
- Wielu osobom - zaśmiał się pod nosem - Szczególnie
temu koleżce Pottera, co?
- Skąd wiesz? - zapytałam zdziwiona.
- Wiem już od dawna. Wyjazdy do chorej matki, w każdą
pełnię i kilka dni po niej. - pokręcił głową. - Dziwię się tylko, dlaczego
jeszcze pozostali się tego nie domyślili. Trzeba być głupcem, by nie umieć
łączyć faktów.
- Więc jak? - spytałam. Brunet spojrzał na mnie
niepewnie.
- Zgadzam się, ale robię to tylko z obawy, że
eksperymentując sama zrobisz sobie krzywdę.
Czyżbym wciąż obchodziła Snapea? Przy naszym ostatnim
spotkaniu nie okazywał takiego zainteresowania.
- Dzięki - odpowiedziałam - łaskawco. - dodałam lekko
podirytowana.
- Ale jeszcze jedno - dodał, a ja podniosłam brwi
zdziwiona - pójdziesz ze mną na bal w Noc Duchów za kilka dni, oczywiście w ramach
podziękowania za pomoc. - uśmiechnął się. Rzadko widuje się uśmiechniętego
Snapea.
I co teraz? - myślałam intensywnie. - Co mam mu
odpowiedzieć. Z jednej strony wciąż czuję do niego niechęć po tym co stało się
na błoniach po SUMach, a z drugiej, potrzebuję jego pomocy przy tym eliksirze.
- Dobrze, zgadzam się - schowałam w końcu dumę do
kieszeni, stawiając Remusa ponad swój zal. Odwróciłam się na pięcie
i wyszłam z łazienki.
To nie będzie łatwy bal. - pomyślałam, szykując się na
zajęcia następnego dnia. - Aż się boję, jak zareagują dziewczyny. Jeszcze przed
zdarzeniem w 5 klasie nie rozumiały jak mogę się przyjaźnić z Sevem. Już sama
nie wiem, czy starać się zapomnieć i wybaczyć przeszłość czy tylko grać miłą i
wdzięczną. Severus długo jeszcze przepraszał mnie po tamtym zdarzeniu, ale ja
byłam nieugięta. Może gdybym bardziej postarała się mu pomóc, postawiła
ultimatum, albo ja albo służba Czarnemu Panu, może wybrałby mnie. Och, przecież
nie mogę obwiniać się o jego wybory. - skarciłam się w myślach i wyszłam z
łazienki. Dziewczyny już były gotowe i na mnie czekały.
- To co, idziemy na śniadanie?
- No w końcu Lilka, siedziałaś w tej łazience jakbyś
się na jakiś bal szykowała. - zironizowała Dor.
- A właśnie, co do balu, będziecie miały partnerów? -
zapytałam od niechcenia.
- Ja idę z Luisem, tym z którym spotykam się od kilku
tygodni, z Revenclawu, mówię Wam, polubicie go. - powiedziała podekscytowana
Ann.
- Mnie zaprosił Sean, ten z którym... a z resztą,
nieważne. Też z Revenclawu. - dodała z rezygnacją. - Ale jeszcze się nie
zdecydowałam. A Ty Lilka?
- No właśnie, jakby to powiedzieć, z Severusem.
- Ze Smarkiem? - krzyknęły obie.
- Nie mówcie tak, to głupie.
- Serio? Ale nikt Ci nie dolał jakiegoś eliksiru
miłosnego, co Ruda? - Ann bacznie się mi przyglądała.
- Nie, nikt mi nie dolał. - uspokoiłam ją. - Po prostu
jestem mu winna przysługę, dlatego się zgodziłam.
- Ty jesteś mu coś winna? Niby co?
- No właśnie nie mogę jeszcze powiedzieć. -
westchnęłam. - Ale się nie obrażajcie. Mam nadzieję, że dzięki Snapeowi, będę
mogła jak najszybciej powiedzieć wszystkim. - uśmiechnęłam się przepraszająco.
To chyba nie uspokoiło dziewczyn, ale już nie drążyły tematu, za co byłam im
wdzięczna.
- Nie wiem jak wy, ale ja kategorycznie nie mam się w
co ubrać na bal w Noc Duchów. - lamentowała Ann przy śniadaniu.
- Ja też nie mam żadnej sukienki. - zawtórowała Dor.
- Spokojnie ja też. Ale nauczyciele pomyśleli o nas. -
uśmiechnęłam się. - Dzień przed balem jest wyjście do Hogsmeade, znaczy w
sobotę, znaczy jutro. - zreflektowałam się.
- Czyżbym dobrze słyszał? Jutro wyjście do wioski? -
wtrącił się James, który właśnie wszedł z chłopakami do Wielkiej Sali.
- Dobrze, dobrze. Idziecie z nami? - zapytała Ann, na
co posłałyśmy jej z Dorcas zdziwione spojrzenie.
- No jasne. - odparł Lunatyk, z którym zgodziła się
Reszta Huncwotów.
- Poza tym, wiemy ze jest już późno, ale macie może już
partnerów na bal? - zapytał uwodzicielsko Rogacz. Jego mina, gdy wszystkie trzy
pokiwałyśmy twierdząco głowami, była połączeniem szoku i złości.
- Jak to? Z kim idziesz Lily? - zapytał ze smutkiem.
- W sumie to ee.. tajemnica. - odpowiedziałam głupio. Nie
chciałam rozmawiać z Rogaczem o swoim partnerze. - Dobra, ja się zmywam, muszę
jeszcze zajść do dormitorium. Do zobaczenia na Historii Magii. - dziwnie się
czułam. Miałam jakiś sposób poczucie winy z powodu Snapea. Nie wiedziałam
dlaczego, przecież nie miałam aż tak bliskich relacji z Jamesem.
Dormitorium było oczywiście pretekstem. Od razu udałam się w
kierunku lochów, gdzie umówiona byłam ze Ślizgonem. Gdy przekroczyłam próg łazienki
od razu ujrzałam go z jakąś książką w dłoni, siedzącego niedaleko kociołka.
- Co czytasz?
- Czarodziejskie życie i błędy. - pokazał okładkę w moją
stronę.
- A po co? - zapytałam głupio. - Co to ma wspólnego z
eliksirami?
- A to, że czytałem ją już kiedyś. To biografia jednego z
najlepszych alchemików. Przewinął mi się wtedy fragment właśnie o eliksirze
wilkołactwa. Tylko za nic nie mogę go teraz znaleźć. - odpowiedział już lekko
zirytowany. Usiadłam obok niego i wzięłam do ręki drugą książkę, która leżała
na ziemi, a jej tytuł głosił: ,,Największe błędy w składzie i przyrządzaniu
wywarów''. Otworzyłam na spisie treści i znalazłam dział ,,Eliksiry trudne i
najtrudniejsze''. Miałam nadzieję, że znajdę tam coś o swoim. Wertowałam
kartki z nadzieją na jakąś wskazówkę, po
czym moim oczom ukazał się podrozdział: Błędy podczas warzenia eliksiru
tojadowego i wilkołactwa.
,,Eliksir wilkołactwa: Receptura
głosi zamieszanie wywaru, po dodaniu głuszki, 10 razy zgodnie z ruchem
wskazówek zegara - można jednak zrobić 20 pół obrotów z tym samym kierunku, co
da lepszy efekt.''
Z lektury wyrwał mnie głos Severusa.
- Mam. - wskazał palcem na linijkę tekstu i zaczął cytować - Mandes Richard stanowczo twierdzi, iż obecny
skład i przepis na wykonanie eliksiru wilkołactwa jest błędny. Nie zgadza się
nie tylko ilość dodanych głuszek, ale także liczba zamieszań w kociołku. Tych
pierwszych powinno być 3 razy więcej niż obecnie podaje nam przepis, a zamiast
10 pełnych obrotów w kociołku, powinno wykonać się 20 półobrotów.
- To o mieszaniu właśnie znalazłam w drugiej książce. -
ucieszyłam się. Nadzieja na uwarzenie wywaru znów mi wróciła.
- Może uda się go uwarzyć. - stwierdził Snape.
- Dziękuję.
Severus popatrzył mi w oczy i tylko się uśmiechnął.
- Przyjdę tu po Historii Magii, będę miał wolne do obiadu.
- Przyjdę tu po Historii Magii, będę miał wolne do obiadu.
- Okej, ja też postaram się być. - odpowiedziałam i odczekałam
chwilę zanim wyszłam z łazienki. Nie byłam gotowa na to, by wszyscy Ślizgoni i
Gryfoni widywali nas idących obok siebie. W końcu wszystkie zajęcia mamy
wspólnie.
- Dor! Lily! Wstawajcie! - Ann podekscytowana chodziła po
dormitorium. - No szybko, już ósma! Chcecie by wszystkie najładniejsze sukienki
nam wykupili?
- Och Ann, nie wykupią, spokojnie. - ziewnęła Dorcas. - A jak
wykupią, to w tej piżamce też wyglądasz seksownie, Luis będzie zadowolony. -
zaśmiała się, na co dostała poduszką.
- Spokojnie tam, dzieci. Zajmuję łazienkę. - rzuciłam.
Wszystkie trzy się ogarnęłyśmy, po czym zeszłyśmy do Pokoju
Wspólnego, gdzie czekali już na nas Huncwoci. Opatuliłyśmy się szalikami, po
czym wyszliśmy na dość już chłodne, październikowe powietrze.
- Lilka, Ty tak na serio z tym Smarkiem? - James podszedł do
mnie. Szliśmy kilka kroków za resztą. - Idziesz z nim na bal z własnej woli?
- A co, wyglądam na przymuszoną, czy jak? - zaczynałam tracić
cierpliwość. Kolejny, który zastanawia się czy robię to świadomie. - A poza
tym, skąd wiesz, że idę ze Snapem?
- Dorcas się przypadkowo wygadała na śniadaniu. -
odpowiedział. - Domyślam się o co chodzi. - dodał, na co popatrzyłam na niego
pytająco. - Podobno on Ci w czymś pomaga, tak słyszałem. Chodzi o eliksir dla
Lunatyka? Jeśli tak, to przecież nie musisz z nim iść na ten bal, nie może Cię
zmusić.
- Nikt mnie do niczego nie zmusza, zrozum. - odparłam nieco
głośniej niż bym chciała. - I chociaż chodzi o pomoc w eliksirze to robię to z
własnej woli. - Rogacz spojrzał na mnie lekko posmutniały, a mnie coś zakuło w
sercu. Czy ja zawsze muszę czuć takie poczucie winy za każdego kto istnieje?
Czego bym nie zrobiła i kogo bym nie wybrała na ten cholerny bal to i tak
będzie źle.
Zanim doszliśmy do wioski, przeszła mi już ochota na zakupy.
Niechętnie udałam się z dziewczynami do sklepu Madame Malkin, podobnego do tego
z ulicy Pokątnej, z tym, że tutaj był dużo większy wybór sukien i sukienek.
Powoli wertowałyśmy wieszaki, przeglądałyśmy katalogi, aż w końcu każda wpadła
do przymierzalni z kilkoma sukniami. Na szczęście tylko Dor lekko grymasiła
przy wyborze, my z Ann od razu zdecydowałyśmy się na długie suknie z gorsetami,
z delikatnego materiału, który od pasa delikatnie opadał w dół. Ja wybrałam w
kolorze butelkowej zieleni z odkrytymi plecami, Ann zaś w odcieniu pudrowego
różu z górą z koronki. Dorcas po kilku przymiarkach, naszych namowach
zdecydowała się na czarną sukienkę przed kolanko z dość sporym dekoltem, w
której prezentowała się bardzo seksownie.
Zadowolone wyszłyśmy z
torebkami i udałyśmy się do Pubu Pod Trzema Miotłami by napić się Kremowego
Piwa i pogadać na babskie tematy.
__________________________
Rozdział miał być nieco dłuższy, ale stwierdziłam, że lepiej dodać krótszy, ale wcześniej :-)
Lily męczennica, Sev i tak zrobiłby dla niej wszystko, nawet gdyby nie zgodziła się iść z nim na bal, wgl trochę mi go szkoda, Jamesa zresztą też mi szkoda. :( :D
OdpowiedzUsuńJuż jestem ciekawa tego balu, no i zachowania Huncwotów :D
Właśnie w mojej głowie tli się myśl, że może Lilka gdzieś w głębi jest ciekawa tego balu z Severusem :))
OdpowiedzUsuńWitam!
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam na mojego bloga o tematyce Harry'ego Pottera, akcja dzieje się w czasach Huncwotów, mam nadzieję, że Cię zainteresuje: http://sekret-przeznaczenia.blogspot.com
Przepraszam również za spam :)
Witaj ponownie! Ten rozdział podobał mi się bardziej niż poprzednie, czemu? Za sprawą Severusa, na którego czekałam od początku! Fajnie, że wplotłaś moją ulubioną postać w fabułę, chociaż było to raczej oczywiste. Na koniec powiem jeszcze co mi się mniej podobało, a mianowicie, odczucia Lily co do Seva mnie trochę zdziwiły(?), nie wiem jak to określić, ale nie sądziłam, że będzie myśleć o nim z taką pogardą. Mimo tego, co jej powiedział, był jej najlepszym przyjacielem przez bardzo długi czas, a tutaj jakby nagle Lily wszystko zapomniała... Cieszę się jednak, że ją zaprosił i przynajmniej normalnie rozmawiają. Być może (na co mam nadzieję), ich relacje się ocieplą.
OdpowiedzUsuńCo do strony technicznej, popracuj nad interpunkcją, ponieważ przecinków brakuje w niektórych miejscach. Mam dla Ciebie też pewną radę. Jeżeli piszesz w pierwszej osobie narrację, to możesz zrezygnować z myślników, gdy opisujesz uczucia, czy myśli, np. "I co teraz? - myślałam intensywnie. (...)", ten zwrot można przekształć tak, by usunąć myślnik, który, moim zdaniem, nie pasuje w tym przypadku, ale to tylko moja drobna sugestia. :)
Pozdrawiam!
OCZY w OGNIU