21 lipca 2016

5. Cienka bariera.

Z narracji Lily Evans.
_________________________

- Lilka, pośpiesz się noo! - jęknęła złowrogo Dorcas zza drzwi łazienki. - Bo pójdziemy same i nie poczekamy.
- Już wychodzę. - odkrzyknęłam. Sekundę później byłam już w dormitorium i z niemrawą miną dodałam - Niech mi któraś pomoże z tym zawziętym zamkiem, chyba się zaciął. - Ann swoimi zwinnymi palcami poradziła sobie od razu z zapięciem.
- Boisz się? - zapytała cicho blondynka.
- Boje? Czego? - zdziwiłam się.
- No Snapea. W sumie wiesz, on trochę wygląda na nieprzewidywalnego.
- Jego? - roześmiałam się w duchu - Nie, nie mam się czego bać.
Dziewczyny popatrzyły na mnie sceptycznie. Chyba nie byłam zbyt przekonująca. Cóż, trochę się stresowałam, ale raczej było to spowodowane ciekawością i niepewnością jak będzie wyglądał bal z dawnym przyjacielem.
- Dobra, chodźcie. Tak się wam spieszyło. - dodałam pewniej i uśmiechnęłam się zachęcająco.
Po wyjściu z pokoju wspólnego naszym oczom ukazał się przepięknie udekorowany korytarz. Pierwszy raz widziałyśmy, aby na Noc Duchów przystrojony był cały zamek.  Chociaż nie co roku jest wyprawiany bal. Przed wielką salą stało wielu chłopców i dziewcząt od piątego roku wzwyż. Ann energicznie pomachała do kogoś w tłumie.
- Tam czeka na mnie Luis. - Ann wskazała głową na blondyna w długiej granatowej szacie. Obie z Dor spojrzałyśmy po sobie. Chyba przeszła nam przez głowę ta sama myśl: Ale ulizany. Stłumiłam lekki uśmiech, a blondynka spojrzała na nas złowrogo.
- Dobra, idź do niego, niech na Ciebie nie czeka dłużej. - Dorcas klepnęła przyjaciółkę w ramię i uśmiechnęła się przyjaźnie. Widziałyśmy jeszcze jak chłopak daje jej całusa na przywitanie i znikają za drzwiami wielkiej sali.
- Albo ma cudowny charakterek, albo jest świetny w łóżku. - szepnęła czarna do mnie, na co spojrzałam się na nią z zaskoczeniem.  - No co? Innego powodu, dla którego Ann z nim jest, nie widzę. Przecież to jakiś ulizany maminsynek. - westchnęła.
- Dorcas! - skarciłam ją spojrzeniem. - Wywnioskowałaś to wszystko po minutowym spojrzeniu?
- Przyznaj się, też tak pomyślałaś. - dała mi kuksańca w bok, na co się uśmiechnęłam. No może trochę.
- Grunt, żeby Ann była z nim szczęśliwa. - odparłam i pociągnęłam przyjaciółkę za rękę. Wtedy ujrzałam Severusa. Stał nonszalancko oparty o ścianę niedaleko wejścia. Wyglądał jakby inaczej niż zawsze. Miał na sobie długą, czarną szatę, białą koszulę, a przy kołnierzyku czarną muchę. Wzrok miał wpatrzony w podłogę, a jego twarz zakrywały włosy, które delikatnie opadały na jego ramiona. Pożegnałam się z lekko zdziwioną Dor i podeszłam do chłopaka.
- Severus, twoje włosy... - Brunet podniósł głowę. Jego wzrok przez ułamek sekundy zatrzymał się na mojej talii a potem dekolcie. Delikatnie się uśmiechnął.
- Co z nimi? - zapytał.
- Są inne. - zauważyłam bardzo spostrzegawczo. - Jakby... umyte?
Jego twarz lekko się nachmurzyła.
- Zawsze je myje. - odparł oschle, a na mojej twarzy pojawił się delikatny rumieniec. - Nie wiem czemu dziś są normalne.
- Dobra, nie obrażaj się. - uśmiechnęłam się, trochę zrobiło mi się głupio. - Idziemy?
Severus spojrzał na mnie swoimi czarnymi oczami, po czym delikatnie uniósł kąciki ust. Kiwną głową na znak zgody i ujął mnie delikatnie pod ramię.  Był o połowę głowy wyższy ode mnie, a gdyby nie moje buty na obcasie, sięgałabym mu do podbródka.
Wciąż nie mogłam się uwolnić od uczuć, które się we mnie kotłowały. Nie wiedziałam czy wybaczyłam mu zachowanie z 5 roku, czy potrafiłam mu wybaczyć i żyć jak dawniej. Z drugiej strony coś podpowiadało mi, że Severus już wycierpiał swoje, próbując naprawić swój błąd przez ostatni rok. Dopiero teraz, w siódmej klasie dał sobie spokój. Nie wiedziałam czemu, ale gdyby nie eliksir dla Remusa pewnie nic by się nie wydarzyło z dzisiejszego dnia. Jakaś część mnie chciała starego Seva, mojego najlepszego przyjaciela, powiernika trosk i radości. Nie wiedziałam czy to jeszcze realne, czy da się naprawić to co swoja głupotą popsuł półtora roku temu.
Wielka sala wyglądała obłędnie. Pod zaczarowanym sufitem unosiły się setki zaczarowanych dyń i świec. Wszystko było utrzymane w brązowo-pomarańczowych barwach. Przy stole nauczycielskim siedziało także kilkoro duchów, w tym duchy naszych domów: Prawiebezgłowy Nick,  Krwawy Baron, Helena Ravenclaw oraz Gruby Mnich.  Na środku sali był parkiet do tańczenia, a po bokach długie stoły z jedzeniem i mniejsze okrągłe stoliki z napojami.
Po krótkiej przemowie dyrektora rozpoczęła się zabawa. Oczywiście pierwsze tańce należały do Dumbledorea, McGonagall, Slughorna czy Trelawney. Dopiero po krótkiej chwili na parkiet zaczęli wkraczać także uczniowie.
- Zatańczysz? - Severus wyciągnął dłoń w moją stronę.
Odwzajemniłam gest. Kiedy nasze dłonie złączyły się przeszedł mnie lekki dreszcz. Nigdy nie trzymaliśmy się za ręce. Było to dla mnie obce uczucie, zwłaszcza jeśli chodzi o chłopaka w moim wieku. Jedyni mężczyźni z jakimi tańczyłam to kuzyni lub starsi wujkowie na mugolskich weselach. Brunet poprowadził mnie prawie na sam środek parkietu. Pierwsza muzyka grana była przez orkiestrę i zaczynała się dosyć wolno. Chłopak ujął mnie delikatnie w talii, jak gdyby nie był pewny swoich ruchów. Prawą rękę wciąż miałam  jego dłoni, lewą zaś położyłam mu na ramieniu.  Widać było, że dla obojga z nas jest to nowe doświadczenie. Powoli zaczęliśmy tańczyć w rytm muzyki. Na bladej i ziemistej twarzy bruneta widać było delikatnie przebijający się rumieniec. Pierwszy raz patrzyliśmy na siebie z tak bliska. Dokładnie widziałam jego czarne, przenikliwe oczy. Zgrabny, haczykowaty nos i wąskie, blade usta. Jego ciemne włosy delikatnie unosiły się i opadały na ramiona podczas tańca.  Miałam ogromną ochotę zatopić się w nich dłonią. Nie rozbiłam jednak tego.
Jak się okazało, Severus całkiem nieźle radził sobie z tańcem. Widać było, że im dłużej byliśmy na parkiecie, tym stawał się pewniejszy swoich ruchów. Z daleka wydawać by się mogło, że jesteśmy zgraną parą. Jednak oboje wiedzieliśmy, że wciąż coś między nami jest. Jakaś niewidzialna, cienka bariera, nie pozwala nam na całkowite zaufanie.
Po kilkunastu piosenkach postanowiliśmy wziąć coś do picia i pójść się przewietrzyć i ochłonąć na błonia, wyjątkowo dziś oświetlane przez płonące dynie.  Gdy wychodziliśmy z sali nie umknął mojej uwadze wzrok Jamesa stojącego z Remusem. Domyślałam się, że Syriusz wirował teraz z jakimiś pięknymi koleżankami na parkiecie.
- Myślisz o nim? - usłyszałam głos Severusa, gdy byliśmy w połowie drogi nad jezioro.
- O kim? - zdziwiłam się.
- O Potterze. Widziałem, jak spojrzałaś na niego przy wyjściu.
Och, miał rację. - pomyślałam. 
- Nie - zaprzeczyłam szybko - po prostu James martwił się o mnie podczas naszej ostatniej rozmowy.
- Martwił się - chłopak prychnął. - A co, boi się, że ugodzę Cię jakimś zaklęciem i uprowadzę z kraju? Czy raczej będę torturował w jakiejś zamkniętej sali? - zironizował.
- Wątpię. Raczej martwi się, że znów będziemy przyjaciółmi, że będę wolała spędzać czas z Tobą. - powiedziałam cicho.
Katem oka zobaczyłam lekkie zakłopotanie na twarzy Ślizgona.
- Lily... - zawahał się. -Przez półtora roku starałem się naprawić swój szczeniacki błąd. Pisałem Ci listy, przychodziłem pod wieżę Gryffindoru, w ostatnie wakacje teleportowałem się do Twojego miasta, jak głupiec myśląc, że może gdzieś Cię spotkam. - brunet zatrzymał się nad brzegiem jeziora. Wzrok miał skierowany w ciemny zarys horyzontu za wodą. - Na początku roku starałem się pogodzić, że tego nie da się naprawić. Widziałem Twoje polepszające się stosunki z Potterem i jego znajomymi. Chciałem zapomnieć, naprawdę chciałem. - mówił cicho, jakby tylko do siebie. - Ale wtedy Ty napisałaś do mnie z prośbą o spotkanie. Nadzieja znów odżyła i umarła równie szybko, jak dowiedziałem się o co chodzi. - brunet popatrzył mi w oczy. - Gdyby to ode mnie zależało, mógłbym przepraszać Cię codziennie do końca życia. Ale nie zależy. - spuścił wzrok.
Serce biło mi szybciej. Byłam rozdarta. Myślałam, że już rok temu podjęłam decyzję, że jestem nieugięta. Ale teraz... Teraz coś się we mnie złamało. Przypomniałam sobie pierwsze lata naszej nauki w Hogwarcie.
Dwójka trzecioklasistów siedziała w starej klasie od eliksirów. W kociołku bulgotała brązowa ciecz. Rudowłosa dziewczyna pochylała się nad książką z nietęgą miną, po czym zaczęła rwać liście ostrokrzewu na drobne skrawki i po kolei wrzucać do kociołka.
- Lily, nie, nie tak. - westchnął po raz kolejny młody brunet.
- Sev, tak jest we wskazówkach. - dziewczyna pomachała mu przed nosem książką od eliksirów.
- Wiem. - pokręcił głową. - Ale robiłem już ten wywar kilka razy, dużo lepsze efekty będą, gdy dodasz liście w całości. - Wziął kilka listków do ręki po czym starannie wrzucił do kociołka i zamieszał kilka razy. - Zostały jeszcze tylko nasiona paproci do dodania i koniec. Tylko pamiętaj...
- Rozgnieść je zamiast pokroić. - Lily westchnęła przedrzeźniając przyjaciela.
- Nie pomagać Ci? - zapytał zadziornie chłopak.
- Oj Sev, oczywiście że pomagać. - uśmiechnęła się. - Ale się tak nie panosz mi tutaj, też jestem dobra z eliksirów. - oparła dłonie na biodrach - No może czasem coś mi nie wyjdzie... Ale rzadko. - spojrzała groźnie. Brunet roześmiał się wesoło.
- Dla mnie jesteś najlepsza. - szturchnął ją delikatnie w żebra. - Ale z eliksirów mnie nie prześcigniesz.
- Jeszcze zobaczymy. - wymruczała pod nosem rudowłosa, za co znów dostała wesołego kuksańca w bok.
- Kolor taki jak w instrukcji? - zapytał Snape wskazując na ukończony eliksir.
- Dokładnie taki.
- No widzisz. - ucieszył się. - Będziesz miała piątkę na egzaminie końcowym.
- Dziękuję Sev, bez Ciebie siedziałabym o wiele dłużej rozgryzając ten wywar. - Lily spojrzała na Ślizgona.
- Nie ma za co. Pomożesz mi później z kilkoma wróżbami - odparł - wiesz jak nie lubię tego przedmiotu.
- Jasne, sama przyjemność Sev. - zaśmiała się młoda Gryfonka.

Staliśmy naprzeciwko siebie,  lekkim półmroku jaki dawały przygasające dynie. Nie wiem ja długo. Podniosłam wzrok na Severusa. Zrobił to samo. Spojrzałam w jego oczy i ujrzałam smutek, tęsknotę, a może nadzieję? Sama już nie wiedziałam. Staliśmy i patrzyliśmy się na siebie jak dwa zagubione dzieciaki, nie bardzo wiedzące co teraz robić.
Dotknęłam dłonią jego policzka. Nigdy tego nie robiłam, poczułam lekki dreszcz, po czym szybko zabrałam rękę. Widziałam powolne zdziwienie malujące się na twarzy Severusa. Jeszcze  dwa lata temu, mojego Severusa.
- Sev... - zaczęłam niepewnie. - To nie będzie takie proste. - dotknęłam jego dłoni.
- Wiem. - powiedział cicho. - To nic nie da, ale Lily, gdybym mógł cofnąć czas, nawet swoim kosztem, wiedz że nie zawahałbym się. Daj mi ostatnią szansę, wybacz mi, pozwól...
Położyłam palec na jego ustach. Nie wiedziałam czy robię dobrze czy źle. Jakie będą konsekwencje. W jednej sekundzie przytuliłam się do niego najmocniej jak mogłam. Czułam jego mocny uścisk pełen ulgi.
- Sev, tak bardzo mi tego brakowało. - wyszeptałam głęboko ukryte myśli w mojej głowie. Czułam jego wciąż mocny uścisk, jego głowę lekko dotykającą mojej, jego włosy delikatnie opadające na moje czoło. Brakowało mi go. Brakowało mi najlepszego przyjaciela, towarzysza od dzieciństwa. Nie potrafiłam schować dumy do kieszeni, aż do dzisiaj. Bariera między nami pękła. Nie myślałam teraz o tym co będzie jutro, za tydzień, za rok. Liczyła się ta chwila.
,,Zrobiłem źle i zwijam się w kłębek
Lecz ja, tak ja,
Ja Ci to wszystko jeszcze wynagrodzę
Bo ja, tak ja,
Skoczę z Tobą na najgłębszą wodę
Ja, tak ja,
Ja za Tobą pójdę w wielki ogień
Bo ja, tak ja,
Tej miłości więcej nie zagłodzę"  *

***

Syriusz zszedł z parkietu dziękując rok młodszej Gryfonce za wspólne taniec, po czym podszedł do Remusa.
- Jak tam impreza? Gdzie James? - rzucił popijając kolorowego, (niestety) bezalkoholowego drinka.
- Chwilę temu wyszedł na błonia. - odparł Lunatyk. - Myślisz, że jak poproszę Ann do tańca to ten wymuskany gostek nie będzie robił problemów?
- Nie wygląda na zbyt odważnego. - Łapa spojrzał się w stronę innych stolików. - Po co poszedł na błonia, mówił? - dodał.
- Przewietrzyć się. Dobra, nie mam nic do stracenia, idę potańczyć. - Syriusz klepnął przyjaciela w plecy na znak poparcia, a sam udał się poszukać Rogacza. Znalazł przyjaciela tuż za głównymi drzwiami wejściowymi do zamku, opartego o ścianę z napiętymi mięśniami twarzy.
- Co jest, James? Przewietrzyłeś się? - jednak pytanie Syriusza pozostało bez odpowiedzi. Chłopak w okularach wciąż wpatrywał się w punkt gdzieś na błoniach. Łapa powędrował wzrokiem po błoniach, jednak nie zobaczył nic nadzwyczajnego. Kilka par na spacerach, kilkoro uczniów na ławkach i kilkoro całujących się w oddali.
- Stało się coś? W co się tak wpatrujesz? - zapytał zdziwiony.
- Popatrz na brzeg jeziora. - James wysyczał przez zaciśnięte zęby. Black znów omiótł spojrzeniem okolice wody. Wtedy rozpoznał dwie postacie, rude i czarne włosy.
- Czy to Lilka i Smark? - powiedział z niedowierzaniem. - Czy oni się właśnie przytulają? - stał jak wryty. W tej chwili poczuł jak przyjaciel obok mocniej zaciska rękę na różdżce, wyjętej już z kieszeni szaty.  - Stary, nie rób nic głupiego. - dodał szybko spokojniejszym tonem. - Oni tylko stoją tam.
- Stoją. - prychnął Rogacz. - Tylko stoją. I tylko się przytulają. - cedził przez zęby. - To tylko Lily. I tylko Smarkerus! Nic takiego.
- Uspokój się. Jest bal, idź się zabawić, nie myśl o niej. - próbował załagodzić sytuacje Syriusz, jednak dość słabo mu to wychodziło. Do przyjaciela zdawały się nawet nie dochodzić jego słowa. Po chwili wyprostował się i bez słowa wrócił do zamku, a potem zniknął za zakrętem. Łapa westchnął mimowolnie. Wiedział co przeżywa teraz James. On sam czuł to samo, gdy widział Dorcas z przypadkowymi chłoptasiami z innych domów. Wiedział, że przyjaciel powinien przemyśleć sobie wszystko na spokojnie, sam.  Czy Lilka nie widzi w co się pakuje? - pomyślał.

***

W wielkiej sali zabawa trwała nieprzerwanie. Co chwilę ktoś schodził z parkietu napić się kolorowych drinków, lub posilić się po wyczerpującym tańcu, lub by ustąpić miejsca parom, które właśnie miały zamiar zaszaleć i dać porwać się muzyce.
Dorcas stała oparta o jeden ze stolików z napojami. Ten bal nie należał do najlepszych w jej życiu. Okazało się, że Sean ma tak słabą głowę, że po rozpracowaniu z kolegami przemyconej butelki Ognistej, jedyne co był w stanie zrobić to wymamrotać coś w stylu: Dorca... Dorcass, super jesteś... Serio, sssuper dz-dziewczyna. Po czym chcąc objąć brunetkę, zatoczył się tak, że gdyby nie jego koledzy obok, wylądował by z głuchym stukotem na marmurowej posadzce. I tak też partner Czarnej zakończył bal już po niespełna 30 minutach, wleczony do dormitorium przez dwóch Krukonów.
Dziewczyna rozejrzała się po sali. Nigdzie nie dojrzała Ann z Luisem, ani Lily ze Snapem. Nawet Huncwoci się gdzieś ulotnili, oprócz Remusa, którego jako jedynego zobaczyła na parkiecie z nieznajomą jej dziewczyną. Uśmiechnęła się lekko. Chciała już wychodzić, rozważała dormitorium (nie, nie mogę wrócić z balu po godzinie) lub spacer po błoniach (już lepiej, pooddycham świeżym, październikowym powietrzem), gdy ujrzała Blacka idącego w jej stronę. No, no, jeszcze przystojniejszy niż zwykle - pomyślała.
- Hej, czekasz na partnera? - zapytał.
- Mój partner raczej zakończył już dzisiejszą imprezę. - westchnęła obojętnie. - Właśnie miałam iść na błonia, na spacer.
- Ja właśnie stamtąd wracam. Nic ciekawego. - uśmiechnął się. - Same zakochane pary i zimny wiatr.
- Wiatr i chłód dobrze mi zrobią. - uśmiechnęłam się.
- To może jeden taniec ze mną, a potem oddam Cię błoniom? - zaśmiał się zawadiacko.
- Okej, ale tylko jeden.
- Powątpiewasz w moje umiejętności taneczne?
- Skądże, mam chociaż  malutką nadzieje, że nogi Ci się nie plączą za bardzo.
- Nie doceniasz Huncwota. - wypiął dumnie pierś, po czym podjął moją dłoń i zaprowadził na parkiet.
Z jednej piosenki zrobiły się dwie, potem cztery i nawet nie zauważyli kiedy, wymęczeni zeszli z parkietu po dobrych kilkunastu melodiach, szybszych i wolniejszych.
- Ale mnie wymęczyłeś, Łapo! - brunetka powiedziała zziajana. To była dobra decyzja. Wytańczyła emocje, które w niej siedziały i to jeszcze z tak dobrym towarzyszem.
- Mówiłem, że mnie nie doceniasz.
- Mówiłeś też, że tylko jeden taniec.
- Kłamałem.  - uśmiechnął się.
Cóż, nie pierwszy raz. - pomyślała. Dobry nastrój szlag trafił.
- Idę na spacer, w końcu się przewietrzyć. Przyda mi się.
- Tylko się nie zapuszczaj za daleko. W razie czego kieruj się w stronę światła i  dyń. - krzyknął uśmiechnięty, gdy Dorcas oddalała się w stronę wyjścia. Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie pod nosem. To nie był jednak tak stracony dzień jak myślała. 

* - fragment  TABB & Sound'N'Grace - Nadzieja

4 komentarze:

  1. Zapraszam Cię na moje opowiadanie Suffer :) https://www.wattpad.com/myworks/77889213-suffer

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo lubię Snape, jednak jak czytałam jak jego stosunki z Lily się polepszają to jakoś tak mi się smutno zrobiło, biedny James. :(
    No i oczywiście Syriusz i Dor, chyba coś z tego będzie! :D
    Czekam, czekam na kolejny rozdział. :p :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Zmieniam jednak to, co powiedziałam pod poprzednim rozdziałem! Ten lubię znacznie bardziej! :D Cudnie opisałaś ten taniec, rozmowę Lily i Severusa itd. Bardzo mi się to wszystko podobało, powiem Ci szczerze - możesz być dumna, bo realistycznie czułam te miłe ukucie w żołądku, gdy czytałam ich sceny. Cudnie!

    Myślałam, że z tej radości nie będę miała powodu, by do czegoś się przyczepić, jednak jest jedna rzecz, której nie mogę odpuścić. Zmieniłaś w trakcie rozdziału narrację! To jeden z tych najbardziej denerwujących błędów. Jeżeli decydujesz się by pisać w pierwszej osobie, to rozplanuj wszystko tak, by to zachować. :)

    Czekam z utęsknieniem na kolejną część. Wpisuję Cię do polecanych i będę często zaglądać.

    Przypominam też o zaproszeniu do mnie! Zajrzyj i powiedz, co myślisz o moich wypocinach. :D

    OCZY w OGNIU

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. coś mi się odnośnik schrzanił :D
      oczy-w-ogniu.blogspot.com -> zapraszam :)

      Usuń