29 lipca 2016

6. Emocje zła.

Dorcas siedziała na parapecie łazienki prefektów na 7 piętrze. Woda w ogromnej wannie na pewno była już zimna, wszystkie bąbelki już dawno rozpuściły się.  Młoda Gryfonka wpatrywała się w błonia za oknem, lekko oświetlone przez światło padające z zamku. Głowę miała opartą o zimną szybę. Czuła przerażającą pustkę w sercu.  Nie wiedziała co się z nią dzieje. Nie miała już ani siły, ani ochoty na płacz. Tępo wpatrywała się w widok za oknem. Po jej głowie wciąż krążyły myśli: Co takiego zrobiła światu, że tak się jej odwdzięcza. Najpierw śmierć rodziców, potem upokorzenie przez Syriusza, a teraz to.  Dziś dostała list informujący o śmierci jej kuzynki, Susan, tylko rok starszej. Dopiero co skończyła szkołę, chciała pracować jako uzdrowicielka, miała rękę do eliksirów i zielarstwa. Śmierciożercy napadli na jej dom wczoraj w nocy, tak dla zabawy, żeby się rozerwać, zabić kilka osób. Co może być okrutniejszego niż śmierć dla czyjejś zabawy?
Dorcas czuła jak kolejny raz przepełnia ją fala goryczy i chęć zemsty. Na Voldemorcie, na Śmierciożercach, na całym złym świecie. Czuła, że mogłaby zabić, nie zawahałaby się, gdyby spotkała któregoś ze sług Czarnego Pana. Czuła jak napina jej się każdy mięsień, jak powieki zaczynają drżeć. Chciałaby krzyczeć. Wszystko wokół niej przepełnione jest smutkiem, śmiercią i grozą.
Nagle usłyszała cichy dźwięk otwieranych drzwi. Momentalnie odwróciła się i zeskoczyła z parapetu, jak gdyby szykowała się do walki.
- Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć. - Szepnął Syriusz.
- Czego tu szukasz? - Zapytałam wrogo. Łapa spojrzał na mnie z lekkim strachem.
- Lilka powiedziała mi, że Cię tu znajdę. Chciałem porozmawiać.
- Nie mamy o czym, Black. - Odparłam, po czym odwróciłam się w stronę okna. Jego twarz odbijała się w szkle.
- Teraz jestem Blackiem? - Zapytał zdziwiony.
- Nie udawaj głupszego, niż jesteś. Dobrze wiesz dlaczego tak jest, sam tego chciałeś.
- Dorcas, nie rozumiesz. Są rzeczy, o których nie wiesz. Miałem ku temu powody. - Próbował tłumaczyć. Tylko prychnęłam pod nosem. Chyba chciał powiedzieć dziewczyny, a nie powody.
Chłopak powoli podszedł. Objął mnie od tyłu.
- Czego Ty chcesz Syriusz? - Warknęłam i wyrwałam się.
- Widziałem ten list, który dziś dostałaś. Nawet sobie nie wyobrażam jak musisz się czuć. Chciałem Cię wesprzeć, pomóc.
- Nie chcę Twojej litości. - Odparłam. - Uważasz, że możesz sobie tutaj tak po prostu przyjść i mnie przytulić, po tym wszystkim? Po tym jak zbliżyliśmy się do siebie, dałeś nam nadzieję, a potem jednym zdaniem zniszczyłeś wszystko? Masz mnie za zabawkę? - Mówiłam lekko już podniesionym głosem. Kipiało we mnie od emocji i dezorientacji.  -  W takim razie, idź się pobaw kimś innym, może którąś z tych dziewczyn, które za Tobą biegają, będą zadowolone.
- Dor, zrobiłem to, bo Cię kocham! - Krzyknął i odwrócił mnie w swoją stronę, tak by nasze oczy się spotkały. - Matka zagroziła mi, że jeśli nie przejdę na ich stronę, stanie Ci się krzywda. Muszę Cię chronić, za wszelką cenę, nie rozumiesz? Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś Ci się stało. - Patrzyłam w jego oczy, które zdawały się błagać o zrozumienie. Czy on słyszy to co mówi? 
- Ty egoisto! A pomyślałeś co ja czuję, jak bardzo mnie ranisz? Mój świat rozpada mi się w dłoniach, kawałek po kawałku, od 4 miesięcy i najgorsze jest to, że wszystko dzieje się poza mną. Nie mam na to najmniejszego wpływu. Nawet Ty podejmujesz decyzje sam. - Chciałam uderzyć go pięściami w klatkę piersiową, lecz złapał moje dłonie.
Syriusz momentalnie przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił. Rozpadłam się kolejny raz. Łzy leciały z moich oczu, plamiąc koszulę Łapy. Płakałam jak małe, bezbronne dziecko. Syriusz dotknął dłonią mojej głowy i gładził włosy. Jego usta były tuż przy moim uchu.
- Kocham Cię, Dorcas. Zapamiętaj to na zawsze. - Szeptał. - Damy radę, rozumiesz? Razem damy radę. Już Cię nie opuszczę. Byłem głupcem myśląc, że będę mógł żyć bez Ciebie. Przez te 4 miesiące moje życie bardzo się zmieniło i Ty jesteś już jego stałą częścią. - Pocałował mnie w czoło. Wyczarowaną chusteczką, zaczął wycierać moją buzię z łez.  - Chodź, musisz się położyć. - Powiedział po czym delikatnie ujął mnie w pasie i poprowadził w kierunku korytarza. Tuż za rogiem ukazały się drzwi do pokoju życzeń. Syriusz pomógł mi położyć się na łóżku i ułożył się obok, tak by mieć mnie w swoich objęciach.  Po krótkiej chwili zasnęłam.

Obudziły mnie promienie słońca przedzierające się przez jasne zasłony. Oprócz mnie w pokoju nie było nikogo. Przez chwilę nie wiedziałam gdzie jestem, ani co tu robię. Wtedy zaczęły napływać do mojej głowy wspomnienia z wczorajszego wieczoru. List od brata, Syriusz i pokój życzeń.
Zaburczało mi w brzuchu. Nie jadłam nic od wczorajszego południa. Spojrzałam na zegar w kącie pokoju, wskazywał siódmą. Zdążę jeszcze zajść do dormitorium i wziąć prysznic przed śniadaniem, które w soboty podawane było o dziewiątej. Narzuciłam na siebie ciepły sweter i udałam się do wieży Gryffindoru. Pokój wspólny był pusty, co nie było niczym dziwnym o tej porze. Jak najciszej otworzyłam drzwi od naszego dormitorium i ostrożnie przeszłam prosto do łazienki. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Lekkie sińce pod oczami, rozmazany makijaż i grymas na ustach. Pora zmyć to z siebie. Miałam nadzieję, że gorąca woda spłucze ze mnie nie tylko ostatki makijażu, ale także wszystko co kotłowało się we mnie.  Chciałam zemsty. Chciałam patrzeć jak któryś ze Śmierciożerców wije się na ziemi z bólu. Naprawdę tego pragnęłam.

Gdy wyszłam z łazienki dziewczyny już nie spały. Musiałam przebudzić je prysznicem.
- Dor, szukałyśmy się cały wieczór! - Lilka podbiegła do mnie i przytuliła. - Dopiero potem Remus powiedział nam, że jesteś z Syriuszem. Jak się czujesz?
- Dobrze. - Próbowałam się uśmiechnąć, ale wyszło trochę sztucznie.
- Jak chcesz to przyniesiemy Ci śniadanie do dormitorium. - Zaczęła Ann. Jednak szybko jej przerwałam.
- Nie, chcę iść z wami. Nie chcę siedzieć w łóżku. Nic mi nie jest. Serio. - Obie popatrzyły na mnie sceptycznie, lecz nic nie powiedziały.  Nagle usłyszałyśmy pukani do drzwi.
- Hej, szukam... O jesteś Dorcas. Martwiłem się. - Black wszedł do pokoju bez zaproszenia.
- Przebudziłam się i przyszłam się przebrać. - Odparłam w jego stronę. - Nie było Cię. - Dodałam od niechcenia.
- Musiałem coś załatwić. - Kiwnęłam tylko głową. Znów tajemnice. - Później Ci wytłumaczę. - Dodał szybko widząc moją minę. - Przynieść Ci coś do jedzenia?
- Nie, już mówiłam dziewczynom, że idę na śniadanie. Nie traktujcie mnie jak ułomnej. - Westchnęłam.
- Dobra, to czekam w pokoju wspólnym. - Uśmiechnął się zachęcająco i wyszedł.
- Pogodziliście się? - Ann wystawiła głowę zza kotary swojego łóżka.
- Tak. To znaczy chyba tak. - Zawahałam się. - Chyba musimy jeszcze to na spokojnie przegadać. - Stwierdziłam. Nie wiedziałam czy to co wczoraj się wydarzyło ni było spowodowane żalem Syriusza. Najgorsze co mógł zrobić to być ze mną z litości. Tego bym nie zniosła. Musimy porozmawiać.
W pół do dziewiątej szliśmy już wspólnie na śniadanie do wielkiej sali.
- To co, jakieś plany na weekend? - Przerwał milczenie Lunatyk. Nikt jednak nie kwapił się do odpowiedzi. Lilka nerwowo rozglądała się po korytarzach, Ann z niepokojem patrzyła w moją stronę, z resztą tak samo Syriusz, a James podążał za nami ze wzrokiem wbitym w podłogę. Od kiedy Ruda znów zadaje się z Snapem, Rogacz jest nie do poznania. Większość wolnych wieczorów spędza w dormitorium, nie rwie się do Huncwockich żartów, a na zajęciach bez zbędnego marudzenia siedzi i tępo przepisuje notatki. Jedynie Remus i Ann zachowują się jak zwykle. Ann wydaje się być szczęśliwa z Luisem, może źle go oceniłam na balu. Remus wciąż dużo czasu spędza w bibliotece i z książką w ręku, ale wygląda na bardziej uśmiechniętego niż kiedyś.
Nagle, gdy szliśmy tak w ciszy, do moich uszu dotarł czyjś szept z korytarza za zakrętem obok. Być może to mój umysł już świruje, ale wydawało mi się, że to głosy dwóch Ślizgonów z naszego roku.
- Skoczę jeszcze do łazienki na piętrze. Idźcie do wielkiej  sali, za chwilę do was dojdę. - odparłam szybko i lekko się uśmiechnęłam. Reszta pokiwała tylko twierdząco głowami.
Odwróciłam się na pięcie i cofnęłam kilka metrów, by za chwilę zniknąć za rogiem. Przystanęłam przed zakrętem i nasłuchiwałam.
- To oczywiste, że on będzie następny. - Usłyszałam przyciszony męski głos, przepełniony wrogością. - Chyba nie będzie na tyle głupi co jego kuzyneczka. - Jego towarzysz zaśmiał się pod nosem.
- Ojciec mówił mi w nocy, że to typowa, tępa dziewczyneczka, która plami czystość swojej krwi. - Plunął pod nogi ze złością. - Podobno błagała kolegów ojca o litość. Nie ma litości dla szlam i zdrajców krwi. - Zaśmiał się ironicznie.
Krew się we mnie zagotowała. Jak oni mogą tak sobie stać i opowiadać o śmierci niewinnych ludzi, jak gdyby komentowali sobie mecz. Byłam pewna, że mówią o Susan. Poczułam jak moje ciało, kolejny raz tego ranka, przepełnia fala złości i wściekłości. Zemsta. Wyszłam zza zakrętu z wysoko podniesioną różdżką. Zobaczyłam ich zdziwiony wzrok. W moich oczach była tylko chęć zemsty. Jeden ze Ślizgonów uśmiechnął się ironicznie w moja stronę. Czułam jak ręka zaczyna mi drżeć ze złości.
- No, no. Nie ładnie tak podsłuchiwać, Meado...
- Expelliarmus! - Rzuciłam zaklęcie z taką siłą, że odrzuciło Yaxleya pod ścianę. - Protego! - Krzyknęłam, gdy drugi z nich odwdzięczył się tym samym. Nie myślałam już czy ktoś nas widzi, jakie będą konsekwencje. - Crucio! - Wysyczałam przez zęby.
Patrzyłam jak Avery upada na ziemię i wije się z bólu. Stałam jak w amoku i wpatrywałam się w jego ciało. Nie krzyczał, nie jęczał. Rzucał się tylko po podłodze z kaprysem na twarzy. Chciałam więcej, chciałam żeby krzyczał. Nie kontrolowałam ani swojego umysłu ani ręki, w której trzymałam różdżkę.
Nagle poczułam czyjeś ręce na moich ramionach, potrząsające mną. Twarz Syriusza pojawiła się przed moimi oczami. Potrząsnął znów moimi barkami po czym wyrwał różdżkę z ręki. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Kątem oka zobaczyłam jeszcze jak Lily rzuca zaklęcie rozbrajające na podnoszącego się z ziemi Ślizgona. Poczułam jak Black ciągnie mnie za rękę w druga stronę korytarza. Widziałam wszystko jak przez mgłę. Zaczęłam uświadamiać się co właśnie zrobiłam. Rzuciłam zaklęcie niewybaczalne na człowieka. Stałam się taka sama jak oni. Ale przecież zasłużyli. Nie wiedziałam co mam myśleć.
- Dorcas, oszalałaś?! - Wyrwał mnie głos Łapy. - Coś Ty chciała im zrobić? - Spojrzałam na niego z bezradnością. - Dorcas, otrząśnij się! Gdyby zobaczył to ktoś z nauczycieli, nie było by tak miło.
- Nie wiem co się ze mną dzieje. - Odparłam zgodnie z prawdą. - Usłyszałam ich rozmowę o Susan. Śmiali się z jej śmierci. Mówili, że Dan, mój brat będzie następny, jeśli nie przejdzie na ich stronę. - Oparłam się o ścianę i zsunęłam na zimna podłogę. Ukryłam twarz w dłoniach. Było mi wstyd. A może wcale nie mówili o nich? Może sama to sobie dopowiedziałam?
- Dobra, było minęło. Będzie dobrze. - Próbował mnie uspokoić.
- Jak będzie dobrze?! - Wybuchnęłam. - Widziałeś co zrobiłam. Postąpiłam jak Śmierciożerca, torturując go. Jak ktoś, kim gardzę. Pragnęłam, by poczuł to co Susan czuła. Strach i cierpienie. - Ostatnie słowa wypowiedziałam ciszej. Syriusz usiadł obok mnie i objął ramieniem.

- Nie jesteś jak oni. Nie możesz się obwiniać. Twoje zaklęcie nie zadziałało jak powinno. - Podniósł moją twarz. - Owszem, Avery czuł ból, ale nie taki, jak czują go ofiary Voldemorta i jego popleczników. Nie krzyczał, pozbierał się od razu.  - Spojrzałam na niego zdziwiona. - Wiesz, tylko ktoś, kto naprawdę ma w sobie zło i chęć mordu, potrafi wywołać tym zaklęciem agonię. Ty masz w sobie zbyt dużo dobra. - Dodał. Popatrzyłam na niego z nadzieją. Dopiero teraz zauważyłam Lilkę przysłuchującą się naszej rozmowie z boku. Pokiwała tylko głową, że zgadza się z Syriuszem. Mimo ich słów, wciąż czułam się źle sama ze sobą. Oboje odprowadzili mnie do dormitorium. Kazałam obojgu wrócić na śniadanie. Chciałam pobyć sama i napisać list do Dana. Myślałam, że dam sobie radę, ale jednak życie znów mnie przerosło. Do tego wróciły wspomnienia śmierci rodziców. Chciałam zasnąć i przespać to wszystko. Obudzić się, gdy wszystko będzie już dobrze. 

____________________

Od razu mówię, że wiem, że zmieniłam narracje na początku, ale tak mi się dobrze pisało w obojgu :-) Rozdział tylko z narracji Dorcas, dość przytłaczający, ale ja go polubiłam. 

7 komentarzy:

  1. Czy to był jakiś przeskok w czasie?
    Bo chyba nie pamiętam by Dor kłóciła się z Syriuszem, wgl by z nim była, poza tym balem :O
    Ogólnie to bardzo smutny rozdział, biedna Dor, tyle wycierpieć i jeszcze potem rzucać takie zaklęcia. Mam nadzieje, że jakoś się pozbiera. :)
    A no i dlaczego w połowie zmieniłaś czcionkę? :d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A idź Ty! Mniej więcej drugi rozdział, Syriusz rzucił Dor :D A co do czcionki, to dopiero jak napisałaś zauważyłam :-)

      Usuń
    2. No rzeczywiście, jeeej. Wyleciało mi z głowy, pewnie dlatego, że w poprzedniej notce ich stosunki się jakby polepszyły? :)

      Usuń
    3. No w sumie, zagmatwane trochę :D

      Usuń
  2. Hej! Wpadłam na Twojego bloga przez przypadek i przeczytałam póki co tylko ten jeden rozdział - i muszę nadrobić pozostałe! Przyznam, że jeszcze nie do końca wiem o co chodzi, ale to nadrobię bo zapowiada się bardzo ciekawie :) Mam tylko jedną uwagę - cię, tobie i pozostałe zwroty grzecznościowe w dialogach i w tego typu narracji (1 os) piszemy małą literą :) I radzę ćwiczyć interpunkcję bo czasami ciężko się czyta :(
    Poza tym zapraszam do siebie (wczorajszy-dzien.blogspot.com) i prosiłabym o poinformowanie o kolejnym rozdziale :)
    Pozdrawiam gorąco!

    OdpowiedzUsuń
  3. Zaraz zabieram się za czytanie, a tymczasem zapraszam Cię do przeczytania notki informacyjnej o nowym opowiadaniu. Lubisz klimat potterowski, więc moja nowa historia powinna przypaść Ci do gusty. Zapraszam! :)

    oczy-w-ogniu.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń