Dorcas siedziała na parapecie łazienki prefektów na 7 piętrze.
Woda w ogromnej wannie na pewno była już zimna, wszystkie bąbelki już dawno
rozpuściły się. Młoda Gryfonka wpatrywała się w błonia za oknem, lekko
oświetlone przez światło padające z zamku. Głowę miała opartą o zimną szybę.
Czuła przerażającą pustkę w sercu. Nie wiedziała co się z nią dzieje. Nie
miała już ani siły, ani ochoty na płacz. Tępo wpatrywała się w widok za oknem.
Po jej głowie wciąż krążyły myśli: Co takiego zrobiła światu, że tak się jej
odwdzięcza. Najpierw śmierć rodziców, potem upokorzenie przez Syriusza, a teraz
to. Dziś dostała list informujący o śmierci jej kuzynki, Susan, tylko rok
starszej. Dopiero co skończyła szkołę, chciała pracować jako uzdrowicielka,
miała rękę do eliksirów i zielarstwa. Śmierciożercy napadli na jej dom wczoraj
w nocy, tak dla zabawy, żeby się rozerwać, zabić kilka osób. Co może być
okrutniejszego niż śmierć dla czyjejś zabawy?
Dorcas czuła jak kolejny raz przepełnia ją fala goryczy i chęć
zemsty. Na Voldemorcie, na Śmierciożercach, na całym złym świecie. Czuła, że
mogłaby zabić, nie zawahałaby się, gdyby spotkała któregoś ze sług Czarnego
Pana. Czuła jak napina jej się każdy mięsień, jak powieki zaczynają drżeć.
Chciałaby krzyczeć. Wszystko wokół niej przepełnione jest smutkiem, śmiercią i
grozą.
Nagle usłyszała cichy dźwięk otwieranych drzwi. Momentalnie
odwróciła się i zeskoczyła z parapetu, jak gdyby szykowała się do walki.
- Przepraszam, nie chciałem Cię przestraszyć. - Szepnął Syriusz.
- Czego tu szukasz? - Zapytałam wrogo. Łapa spojrzał na mnie z
lekkim strachem.
- Lilka powiedziała mi, że Cię tu znajdę. Chciałem porozmawiać.
- Nie mamy o czym, Black. - Odparłam, po czym odwróciłam się w
stronę okna. Jego twarz odbijała się w szkle.
- Teraz jestem Blackiem? - Zapytał zdziwiony.
- Nie udawaj głupszego, niż jesteś. Dobrze wiesz dlaczego tak
jest, sam tego chciałeś.
- Dorcas, nie rozumiesz. Są rzeczy, o których nie wiesz. Miałem ku
temu powody. - Próbował tłumaczyć. Tylko prychnęłam pod nosem. Chyba
chciał powiedzieć dziewczyny, a nie powody.
Chłopak powoli podszedł. Objął mnie od tyłu.
- Czego Ty chcesz Syriusz? - Warknęłam i wyrwałam się.
- Widziałem ten list, który dziś dostałaś. Nawet sobie nie
wyobrażam jak musisz się czuć. Chciałem Cię wesprzeć, pomóc.
- Nie chcę Twojej litości. - Odparłam. - Uważasz, że możesz sobie
tutaj tak po prostu przyjść i mnie przytulić, po tym wszystkim? Po tym jak
zbliżyliśmy się do siebie, dałeś nam nadzieję, a potem jednym zdaniem
zniszczyłeś wszystko? Masz mnie za zabawkę? - Mówiłam lekko już podniesionym
głosem. Kipiało we mnie od emocji i dezorientacji. - W takim razie,
idź się pobaw kimś innym, może którąś z tych dziewczyn, które za Tobą biegają,
będą zadowolone.
- Dor, zrobiłem to, bo Cię kocham! - Krzyknął i odwrócił mnie w
swoją stronę, tak by nasze oczy się spotkały. - Matka zagroziła mi, że jeśli
nie przejdę na ich stronę, stanie Ci się krzywda. Muszę Cię chronić, za wszelką
cenę, nie rozumiesz? Nie wybaczyłbym sobie, gdyby coś Ci się stało. - Patrzyłam
w jego oczy, które zdawały się błagać o zrozumienie. Czy on słyszy to co
mówi?
- Ty egoisto! A pomyślałeś co ja czuję, jak bardzo mnie ranisz?
Mój świat rozpada mi się w dłoniach, kawałek po kawałku, od 4 miesięcy i
najgorsze jest to, że wszystko dzieje się poza mną. Nie mam na to najmniejszego
wpływu. Nawet Ty podejmujesz decyzje sam. - Chciałam uderzyć go pięściami w
klatkę piersiową, lecz złapał moje dłonie.
Syriusz momentalnie przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił.
Rozpadłam się kolejny raz. Łzy leciały z moich oczu, plamiąc koszulę Łapy.
Płakałam jak małe, bezbronne dziecko. Syriusz dotknął dłonią mojej głowy i
gładził włosy. Jego usta były tuż przy moim uchu.
- Kocham Cię, Dorcas. Zapamiętaj to na zawsze. - Szeptał. - Damy
radę, rozumiesz? Razem damy radę. Już Cię nie opuszczę. Byłem głupcem myśląc,
że będę mógł żyć bez Ciebie. Przez te 4 miesiące moje życie bardzo się zmieniło
i Ty jesteś już jego stałą częścią. - Pocałował mnie w czoło. Wyczarowaną
chusteczką, zaczął wycierać moją buzię z łez. - Chodź, musisz się
położyć. - Powiedział po czym delikatnie ujął mnie w pasie i poprowadził w
kierunku korytarza. Tuż za rogiem ukazały się drzwi do pokoju życzeń. Syriusz
pomógł mi położyć się na łóżku i ułożył się obok, tak by mieć mnie w swoich
objęciach. Po krótkiej chwili zasnęłam.
Obudziły mnie promienie słońca przedzierające się przez jasne
zasłony. Oprócz mnie w pokoju nie było nikogo. Przez chwilę nie wiedziałam
gdzie jestem, ani co tu robię. Wtedy zaczęły napływać do mojej głowy
wspomnienia z wczorajszego wieczoru. List od brata, Syriusz i pokój życzeń.
Zaburczało mi w brzuchu. Nie jadłam nic od wczorajszego południa.
Spojrzałam na zegar w kącie pokoju, wskazywał siódmą. Zdążę jeszcze zajść do
dormitorium i wziąć prysznic przed śniadaniem, które w soboty podawane było o
dziewiątej. Narzuciłam na siebie ciepły sweter i udałam się do wieży
Gryffindoru. Pokój wspólny był pusty, co nie było niczym dziwnym o tej porze.
Jak najciszej otworzyłam drzwi od naszego dormitorium i ostrożnie przeszłam
prosto do łazienki. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Lekkie sińce pod
oczami, rozmazany makijaż i grymas na ustach. Pora zmyć to z siebie. Miałam
nadzieję, że gorąca woda spłucze ze mnie nie tylko ostatki makijażu, ale także
wszystko co kotłowało się we mnie. Chciałam zemsty. Chciałam patrzeć jak
któryś ze Śmierciożerców wije się na ziemi z bólu. Naprawdę tego pragnęłam.
Gdy wyszłam z łazienki dziewczyny już nie spały. Musiałam przebudzić
je prysznicem.
- Dor, szukałyśmy się cały wieczór! - Lilka podbiegła do mnie i
przytuliła. - Dopiero potem Remus powiedział nam, że jesteś z Syriuszem. Jak
się czujesz?
- Dobrze. - Próbowałam się uśmiechnąć, ale wyszło trochę sztucznie.
- Jak chcesz to przyniesiemy Ci śniadanie do dormitorium. -
Zaczęła Ann. Jednak szybko jej przerwałam.
- Nie, chcę iść z wami. Nie chcę siedzieć w łóżku. Nic mi nie
jest. Serio. - Obie popatrzyły na mnie sceptycznie, lecz nic nie
powiedziały. Nagle usłyszałyśmy pukani do drzwi.
- Hej, szukam... O jesteś Dorcas. Martwiłem się. - Black wszedł do
pokoju bez zaproszenia.
- Przebudziłam się i przyszłam się przebrać. - Odparłam w jego
stronę. - Nie było Cię. - Dodałam od niechcenia.
- Musiałem coś załatwić. - Kiwnęłam tylko głową. Znów tajemnice. -
Później Ci wytłumaczę. - Dodał szybko widząc moją minę. - Przynieść Ci coś do
jedzenia?
- Nie, już mówiłam dziewczynom, że idę na śniadanie. Nie
traktujcie mnie jak ułomnej. - Westchnęłam.
- Dobra, to czekam w pokoju wspólnym. - Uśmiechnął się zachęcająco
i wyszedł.
- Pogodziliście się? - Ann wystawiła głowę zza kotary swojego
łóżka.
- Tak. To znaczy chyba tak. - Zawahałam się. - Chyba musimy
jeszcze to na spokojnie przegadać. - Stwierdziłam. Nie wiedziałam czy to co
wczoraj się wydarzyło ni było spowodowane żalem Syriusza. Najgorsze co mógł
zrobić to być ze mną z litości. Tego bym nie zniosła. Musimy porozmawiać.
W pół do dziewiątej szliśmy już wspólnie na śniadanie do wielkiej
sali.
- To co, jakieś plany na weekend? - Przerwał milczenie Lunatyk.
Nikt jednak nie kwapił się do odpowiedzi. Lilka nerwowo rozglądała się po
korytarzach, Ann z niepokojem patrzyła w moją stronę, z resztą tak samo
Syriusz, a James podążał za nami ze wzrokiem wbitym w podłogę. Od kiedy Ruda
znów zadaje się z Snapem, Rogacz jest nie do poznania. Większość wolnych
wieczorów spędza w dormitorium, nie rwie się do Huncwockich żartów, a na
zajęciach bez zbędnego marudzenia siedzi i tępo przepisuje notatki. Jedynie
Remus i Ann zachowują się jak zwykle. Ann wydaje się być szczęśliwa z Luisem,
może źle go oceniłam na balu. Remus wciąż dużo czasu spędza w bibliotece i z
książką w ręku, ale wygląda na bardziej uśmiechniętego niż kiedyś.
Nagle, gdy szliśmy tak w ciszy, do moich uszu dotarł czyjś szept z
korytarza za zakrętem obok. Być może to mój umysł już świruje, ale wydawało mi
się, że to głosy dwóch Ślizgonów z naszego roku.
- Skoczę jeszcze do łazienki na piętrze. Idźcie do wielkiej
sali, za chwilę do was dojdę. - odparłam szybko i lekko się uśmiechnęłam.
Reszta pokiwała tylko twierdząco głowami.
Odwróciłam się na pięcie i cofnęłam kilka metrów, by za chwilę
zniknąć za rogiem. Przystanęłam przed zakrętem i nasłuchiwałam.
- To oczywiste, że on będzie następny. - Usłyszałam przyciszony
męski głos, przepełniony wrogością. - Chyba nie będzie na tyle głupi co jego
kuzyneczka. - Jego towarzysz zaśmiał się pod nosem.
- Ojciec mówił mi w nocy, że to typowa, tępa dziewczyneczka, która
plami czystość swojej krwi. - Plunął pod nogi ze złością. - Podobno błagała
kolegów ojca o litość. Nie ma litości dla szlam i zdrajców krwi. - Zaśmiał się
ironicznie.
Krew się we mnie zagotowała. Jak oni mogą tak sobie stać i
opowiadać o śmierci niewinnych ludzi, jak gdyby komentowali sobie mecz. Byłam
pewna, że mówią o Susan. Poczułam jak moje ciało, kolejny raz tego ranka,
przepełnia fala złości i wściekłości. Zemsta. Wyszłam zza zakrętu z wysoko
podniesioną różdżką. Zobaczyłam ich zdziwiony wzrok. W moich oczach była tylko
chęć zemsty. Jeden ze Ślizgonów uśmiechnął się ironicznie w moja stronę. Czułam
jak ręka zaczyna mi drżeć ze złości.
- No, no. Nie ładnie tak podsłuchiwać, Meado...
- Expelliarmus! - Rzuciłam zaklęcie z taką siłą, że odrzuciło
Yaxleya pod ścianę. - Protego! - Krzyknęłam, gdy drugi z nich odwdzięczył się
tym samym. Nie myślałam już czy ktoś nas widzi, jakie będą konsekwencje. -
Crucio! - Wysyczałam przez zęby.
Patrzyłam jak Avery upada na ziemię i wije się z bólu. Stałam jak
w amoku i wpatrywałam się w jego ciało. Nie krzyczał, nie jęczał. Rzucał się
tylko po podłodze z kaprysem na twarzy. Chciałam więcej, chciałam żeby
krzyczał. Nie kontrolowałam ani swojego umysłu ani ręki, w której trzymałam
różdżkę.
Nagle poczułam czyjeś ręce na moich ramionach, potrząsające mną.
Twarz Syriusza pojawiła się przed moimi oczami. Potrząsnął znów moimi barkami
po czym wyrwał różdżkę z ręki. Spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Kątem oka
zobaczyłam jeszcze jak Lily rzuca zaklęcie rozbrajające na podnoszącego się z
ziemi Ślizgona. Poczułam jak Black ciągnie mnie za rękę w druga stronę
korytarza. Widziałam wszystko jak przez mgłę. Zaczęłam uświadamiać się co
właśnie zrobiłam. Rzuciłam zaklęcie niewybaczalne na człowieka. Stałam się taka
sama jak oni. Ale przecież zasłużyli. Nie wiedziałam co mam myśleć.
- Dorcas, oszalałaś?! - Wyrwał mnie głos Łapy. - Coś Ty chciała im
zrobić? - Spojrzałam na niego z bezradnością. - Dorcas, otrząśnij się! Gdyby
zobaczył to ktoś z nauczycieli, nie było by tak miło.
- Nie wiem co się ze mną dzieje. - Odparłam zgodnie z prawdą. -
Usłyszałam ich rozmowę o Susan. Śmiali się z jej śmierci. Mówili, że Dan, mój
brat będzie następny, jeśli nie przejdzie na ich stronę. - Oparłam się o ścianę
i zsunęłam na zimna podłogę. Ukryłam twarz w dłoniach. Było mi wstyd. A może
wcale nie mówili o nich? Może sama to sobie dopowiedziałam?
- Dobra, było minęło. Będzie dobrze. - Próbował mnie uspokoić.
- Jak będzie dobrze?! - Wybuchnęłam. - Widziałeś co zrobiłam.
Postąpiłam jak Śmierciożerca, torturując go. Jak ktoś, kim gardzę. Pragnęłam,
by poczuł to co Susan czuła. Strach i cierpienie. - Ostatnie słowa
wypowiedziałam ciszej. Syriusz usiadł obok mnie i objął ramieniem.
- Nie jesteś jak oni. Nie możesz się obwiniać. Twoje zaklęcie nie
zadziałało jak powinno. - Podniósł moją twarz. - Owszem, Avery czuł ból, ale
nie taki, jak czują go ofiary Voldemorta i jego popleczników. Nie krzyczał,
pozbierał się od razu. - Spojrzałam na niego zdziwiona. - Wiesz, tylko
ktoś, kto naprawdę ma w sobie zło i chęć mordu, potrafi wywołać tym zaklęciem
agonię. Ty masz w sobie zbyt dużo dobra. - Dodał. Popatrzyłam na niego z
nadzieją. Dopiero teraz zauważyłam Lilkę przysłuchującą się naszej rozmowie z
boku. Pokiwała tylko głową, że zgadza się z Syriuszem. Mimo ich słów, wciąż
czułam się źle sama ze sobą. Oboje odprowadzili mnie do dormitorium. Kazałam
obojgu wrócić na śniadanie. Chciałam pobyć sama i napisać list do Dana.
Myślałam, że dam sobie radę, ale jednak życie znów mnie przerosło. Do tego
wróciły wspomnienia śmierci rodziców. Chciałam zasnąć i przespać to wszystko.
Obudzić się, gdy wszystko będzie już dobrze.
____________________
Od razu mówię, że wiem, że zmieniłam narracje na początku, ale tak
mi się dobrze pisało w obojgu :-) Rozdział tylko z narracji Dorcas, dość
przytłaczający, ale ja go polubiłam.
Czy to był jakiś przeskok w czasie?
OdpowiedzUsuńBo chyba nie pamiętam by Dor kłóciła się z Syriuszem, wgl by z nim była, poza tym balem :O
Ogólnie to bardzo smutny rozdział, biedna Dor, tyle wycierpieć i jeszcze potem rzucać takie zaklęcia. Mam nadzieje, że jakoś się pozbiera. :)
A no i dlaczego w połowie zmieniłaś czcionkę? :d
A idź Ty! Mniej więcej drugi rozdział, Syriusz rzucił Dor :D A co do czcionki, to dopiero jak napisałaś zauważyłam :-)
UsuńNo rzeczywiście, jeeej. Wyleciało mi z głowy, pewnie dlatego, że w poprzedniej notce ich stosunki się jakby polepszyły? :)
UsuńNo w sumie, zagmatwane trochę :D
UsuńHej! Wpadłam na Twojego bloga przez przypadek i przeczytałam póki co tylko ten jeden rozdział - i muszę nadrobić pozostałe! Przyznam, że jeszcze nie do końca wiem o co chodzi, ale to nadrobię bo zapowiada się bardzo ciekawie :) Mam tylko jedną uwagę - cię, tobie i pozostałe zwroty grzecznościowe w dialogach i w tego typu narracji (1 os) piszemy małą literą :) I radzę ćwiczyć interpunkcję bo czasami ciężko się czyta :(
OdpowiedzUsuńPoza tym zapraszam do siebie (wczorajszy-dzien.blogspot.com) i prosiłabym o poinformowanie o kolejnym rozdziale :)
Pozdrawiam gorąco!
PS. dodaję do linków :)
UsuńZaraz zabieram się za czytanie, a tymczasem zapraszam Cię do przeczytania notki informacyjnej o nowym opowiadaniu. Lubisz klimat potterowski, więc moja nowa historia powinna przypaść Ci do gusty. Zapraszam! :)
OdpowiedzUsuńoczy-w-ogniu.blogspot.com