20 sierpnia 2018

10. Oddycha, prawda?

Dorcas Meadowes

Czy jest coś przyjemniejszego dla naszych zmysłów niż zapach gorącej kawy, a w tle dobiegająca świąteczna muzyka? Kawę można sobie wymienić na kakao, co kto lubi. Ja ją uwielbiam i mogę pić niezależnie od pory dnia. Wieczorem smakuje równie dobrze co rano. Dokładnie dlatego, własnie jestem w najcudowniejszym okresie z całego roku - grudzień, mój ulubiony miesiąc. Czas oczekiwania. Nie umiem tego wytłumaczyć, ale daje mi on nadzieję, że będzie dobrze i że podniosę się ze swojego dołka, wykopanego przez otaczający mnie świat, a konkretnie przez jego ciemną stronę
 - Dor, co robisz? - Z rozmyślań wyrwał mnie głos Syriusza, ktory dosiadł się do mnie na kanapie, przesuwając koc w moją stronę. Za nim podeszli James i Remus. Każdy miał w dłoni butelkę z mugolskim piwem.
 - Skąd je macie? - zapytałam, wskazując na alkohol.
 - Przynieśliśmy z Hogsmeade, od Zenka, który je dla nas załatwił. W porządku gość z niego, co? - uśmiechnął się Łapa.
 - Mogę jedno?
 - Jasne - odparł, podając mi jedną z butelek z piwem smakowym. - Pomyślałem, także o tobie.
Uśmiechnęłam się w odpowiedzi, miło że pamiętał co lubię.
 - To co, skapcanieliście już tak bardzo, że sobotni wieczor spędzacie na kanapie z piwem w ręku? - zaśmiała się Ruda, którą dopiero teraz zauważyłam. - Nie powinniście snuć planów, jakby tu urozmaicić życie Ślizgonom?
- Lilka, chodź do nas, dobrze Ci zrobi wieczór z takimi skapcaniałymi przyjaciółmi. Ostatnio prawie w ogóle nie spędzamy razem czasu. - Przesunęłam się bliżej Syriusza, żeby zrobić jej miejsce.
 - Dorcas ma rację. - Odezwał się James. - Zostań z nami, zagrajmy w coś wszyscy. Jak na koniec poprzedniego roku. Uwielbałem tą mugolską planszówkę Ann.
 - Ja też! - Prawie krzyknęłam. - Właśnie gdzie jest Ann? Zaraz poszukam jej w dormitorium, niech zagra z nami. - Ucieszyłam się i nie dając czasu innym na rezygnację, zeskoczyłam z kanapy i pobieglam do naszej sypialni.
 - Ann, jesteś? - Zawołałam, przekraczając próg. - Chodź do nas, do Pokoju... - nie zdążyłąm dokończyć, bo moją uwagę przykuła mokra podłoga i woda sącząca się pod drzwiami łazienki. Odstawiłam szybko butelkę na komodę i podbiegłam do klamki, jednak drzwi nie ustępowały.
Nagle nogi się pode mną ugięły. Nie, to nie może być prawda. Tylko nie to.
 - Alohomora! - Wydałam z siebie drżący pisk. Zamek ustąpił, a ja pchnęłam drzwi i stanęłam jak wryta. Z kranu leciała zimna woda, a w wannie leżała ubrana Annie z zamknietymi oczami. Najgorsze było to, że wszstko było zabarwione na czerwono. Krew. Wszędzie woda z krwią. Widziałam to jak w zwolniomym tempie. Każdą kroplę spadajacą z jej nadgarstka na moką podłogę.
Sekundę później byłam już na schodach, wołajac łamiącym się głosem Lily, ktora tylko gdy zobaczyła moją minę od razu poderwała się z ziemi. Jak najszybciej wróciłam do łazienki i zakręciłam wodę.
 - Lily, szybko, tutaj! Pomóż mi ją wyjąć z wanny. - Krzyknęłam rozpaczliwie. Kątem oka zobaczyłam, przerażoną twarz Rudej, ale już po sekundzie razem wyciągnęłyśmy Annie z wody i ułożyłyśmy na rzuconym na ziemie ręczniku.
 - Jakiś materiał, ręcznik, cokolwiek. Musimy zatamować jej rany. - Chwiciłam leżącą obok bluzkę i zaczęłam owijać materiał wokół jednego z jej nadgarstków. Lily to samo zrobiła z drugim. Nawet nie zauważyłam kiedy w łazience zjawili się Syriusz z Remusem.
 - Oddycha, prawda? - Zapytał Łapa.
Spojrzałyśmy po sobie z Lilką i jak na rozkaz przyłożyłam dłoń do szyji Ann, a Lilka nachyliła się by sprawdzić oddech i ruch klatki piersiowej.
 - Ta-tak. - Jęknęłam. - Puls. Ledwo wyczuwalny, ale jest,ch-chyba. - Nie mogłam się skoncentrować, palce mi drżały, a do oczu poczułam jak napływają łzy. Nie mogę się teraz rozkleić, nie mogę.
 - Trzeba biec do szkrzydła szpitalnego. I do McGonagall. - odparła Lily.
 - James pobiegł tam, gdy tylko się tu zjawiliśmy i zobaczylismy co się dzieje. Lada chwila tu będą. - powiedział Syriusz, chowając do kieszeni małe lusterko.
Rozejrzałam się po pomieszczeniu jakbym czegoś szukała. Głupiej nadziei, że to się tak nie skończy. Blada twarz Annie wyróżniała się na tle naszych zaczerwienionych i szybko oddychających buziach. Obie z Lily wciąż trzymaliśmy ja kurczowo za nadgarstki. Syriusz nerwowo spoglądal w swoje lusterko w dłoni, a Remus stał tępo wpatrując się w ciało Ann. Nie mam pojecia ile czasu minęło, zanim do łazienki wkrczyła pani Pomfrey z przerażeniem wypisanym na twarzy. Ruchem dłoni kazała nam się odsunąć, a sama delikatnie uniosla głowę Ann i szybko wlała jej do ust srebrny, a następnie brązowy płyn. Jeszcze raz sprawdziła jej puls i oddech, po czym wraz z profesor McGonagall delikatnie przeniosły ją na wyczarowane nosza.
 - Niech wszyscy zostaną w swoich dormitoriach. - Rozkazała Minerwa. -  Zabierzemy pannę Greace do Skrzydła Szpitalnego, a potem będę chciała z wami porozmawiać, wszystkimi którzy tu jesteście. - Spojrzała na każdego, sprawdzajac czy zrozumieliśmy. Zgodnie kiwnęliśmy głowami.
 - Dobrze, w takim razie proszę przyjść do mojego gabinetu za pół godziny. - Dodała i rzuciła kilka niewerbalnych zaklęć na nosze z naszą Ann, które stały się niewidzialne. Wszyscy ze zdumieniem patrzyliśmy na ten widok, który przedstawiał obie panie idące w dużym odstępie między sobą, jakgdyby nic. Widząc nasze twarze, profesor dodała tylko: - Nie potrzebujemy zamieszania i ciekawskich spojrzeń. Tak będzie dla niej lepiej. - Po czym obie wyszły.
Zaraz jak zamknęły się drzwi, Syriusz podszedł do mnie i mocno objął. Oparłam twarz na jego ramieniu i poczułam, że mam ją całą mokrą od łez, chociaż prawe ich nie poczułam. Wyswobodziłam się z uścisku i poszłam usiąść na swoje łóżko.
Lily właśnie rzucała zaklęcie, aby sprzątnąć całą wodę z podłogi. Syriusz wrzucił zakrwawione ręczniki do kosza obok wanny, a Remus stał jak kilkanaście minut temu. Wciąż tępo wpatrywał się w miejsce, gdzie chwilę temu leżała nieprzytomna Annie.
Minuty ciągnęły się w nieskończoność. Wszyscy siedzieliśmy w dormitorium, ale nikt nie rwał się do rozmowy. Wciąż chyba nie wierzyliśmy w to co się właśnie stało. Ann, nasza Ann chciała skończyć ze swoim życiem. Zawsze uśmiechnięta, optymistycznie nastawiona do życia Annie.
 - Nie uważacie, że to nasza wina? - Bez namysłu wyrzuciłam z siebie. - Że powinniśmy coś zauważyć. Coś musiało się dziać, coś na co nie zwracaliśmy uwagi. - Powiedziałam sama do siebie.
 - Nie wiem. - Odparła z bezradnością w głosie Ruda. - Jestem taka zła, że tak mało czasu z Wami spędzałam, z nią. Nie pamiętam już kiedy rozmawiałyśmy od serca o wszystkim. Kiedyś to było na porządku dziennym, że dzieliłysmy się swoimi problemami. Teraz jesteśmy takie zachowawcze, jakbyśmy się bali powiedzieć co w nas siedzi.
 - No co Ty? - Odparłam ze złością. Chciałam coś powiedzieć, że przecież wszytsko zaczęło się od jej tajemnic na temat dziwnych spotkań w lochach ze Snapem. Że nie powinna mówić, jakie się stałyśmy, skoro sama to zapoczątkowała.
 - Dorcas - powiedział łagodnie James. Spojrzałam na niego i uświadomiłam sobie, że ja też nie byłam idealna w tym wszystkim. Nie mówiłam im o tym co czuję, omijałam ciężkie tematy, nie wypytywałam Ann o jej życie i chłopaków czy rodzinę. Nie jestem bez winy.
 - Przepraszam. - Odparłam ze skruchą. - Oddaliłyśmy się od siebie od początku tego roku. Nagle wszytsko stało się takie pogmatwane i tajemnicze. - Objęłam kolana ramionami i schowałam w nich twarz. Nic nie było już tak jak keidyś.
 - Chodźmy do McGonagall. Na pewno już na nas czeka. - Syriusz kiwnął głową w stronę drzwi, a wszyscy poruszyli się niespokojnie. Każdy bał się usłyszeć co z naszą przyjaciółką.
Powoli wyszliśmy z Pokoju Wspólnego i skierowaliśmy się do gabinetu naszej opiekun. Nikt nie odezwał się ani słowem. Każdy pogrążył się we własnych myślach. Mi wciąż siedziało w głowie tylko jedno pytanie, czemu nic nie zauważyłam. Najgorsze, że nie potrafiłam sobie na nie odpowiedzieć. Kiedy to się zaczęło. To nie mogła być żadna błahistka. Nikt nie postanawia sobie odebrać życia z pierwszego lepszego powodu. Co ją do tego pchnęło.
 - Wchodzimy wszyscy razem? - zapytał James.
 - Tak bedzie najlepiej. - Odparłam i zapukałam do drzwi profesor. Uslyszałam ciche proszę, i jako pierwsza weszłam do gabinetu. Moim oczom ukazała się zatroskana twarz Minerwy. Spojrzała na każdego z nas, po czym odparła:
 - Stan panny Greace poprawia się. Z każdą godziną będzie odzyskiwała coraz więcej sił. Pani Pomfrey bardzo dobrze się nią zajęła. Dodatkowym plusem było to, że rany nie były głębokie ani rozległe. Myślę, że jutro będzie można ją odwiedzić, jeśli będzie tego chciała. - Na chwilę przerwała. - Czy ktoś z was wie, dlaczego do tego doszło? - Spojrzała wyczekująco.
 - Niestety nie. - Odpowiedziała ze smutkiem Lily. - Wszyscy jesteśmy w szoku. Nic na to nie wskazywało, pani profesor. Ann była... była taka wesoła i uśmiechnięta. To ona zawsze nas pocieszała i wspierała... - Głos Rudej załamał się.
 - Czasem właśnie Ci którzy są najbardziej nieszczęśliwi, potrafią to najlepiej ukryć. Myślę, że właśnie teraz przyjaciele będą jej najbardziej potrzebni. - Widać było, że próbuje ukryć smutek w swoim głosie. - Dobrze, wracajcie teraz prosto do swoich dormitoriów. Nic więcej teraz nie możemy zrobić.
Wszyscy pokiwali głowami i razem wyszliśmy na korytarz.
 - Musimy się bardziej postarać. - Wyrzuciłam z siebie. - Przestać myśleć tylko o sobie, a zacząć o innych. Ann zawsze była naszym wsparciem i powinniśmy jej to teraz wynagrodzić, odwdzięczyć się.
 - Masz rację. Nie chcę być przyjaciółką tylko na dobre, ale też na złe dni. Jesteśmy jej to winni. - Dodała Lilka.
 - Na nas też może liczyć, prawda chłopaki? - Zapytał Syriusz.
 - Jasne. Huncwoci nie są tylko od wykręcania numerów, a nikt nie zasługuje by czuć się tak jak musiała czuć się Ann. - Odparł Rogacz.
Tylko Remus wciąż szedł pogrążony w swoich myślach.

Przebudziłam się cała zgrzana, przyciśnięta ciałem Syriusza. Został tu ze mną na noc, domyślił się jak bardzo nie będę chciała zasypiać samotnie. Spojrzałam na zegarek, była dopiero siódma. Kotary łóżka Lily były zasłonięte. Delikatnie wyodstałam się spod niego. Przydałaby mi się ciepła kąpiel, ale kiedy tylko weszłam do łazienki od razu do mojej głowy napłynęły wspomnienia wczorajszej nocy. Postanowiłam wziąć tylko szybki prysznic i jak najwcześniej odwiedzić Ann, zanim jeszcze wszyscy to zrobią.
Napisałam na kartce dwa zdania do Syriusza z wyjaśnieniem i po cichu wymknęłam się z dormitorium.
Na korytarzach zamku było upiornie zimno. I choć ogień w kominkach się jeszcze tlił, to noce dawały w kość. Nawet nie wypiłam ciepłej kawy dla rozgrzania, a w niedziele śnadania zaczynają się po dziewiątej, więc nie zgarnę nic dla siebie ani dla Ann. Mam nadzieję, że Skrzydło Szpitalne jest otwarte o każdej porze.
Gdy dochodziłam do ogromnych drzwi Skrzydła, moją uwagę przykuła postać siedząca na ziemi po ich prawej stronie. Nie mogłam z daleka dostrzec kim jest, bo miała kolana podciagnięte do klatki piersiowej i schowaną między nimi głowę, jakby drzemała w tej pozycji. Dopiero gdy podeszłam bliżej rozpoznałam Remusa. Na dzwięk moich kroków podniósł głowę i spojrzał na mnie.
 - Siedziałeś tutaj całą noc? Skrzydło jest zamknięte? - Zpytałam wprost. Chwilę zawahał się z odpwiedzią.
 - Tak i nie. - Unosłam brwi w geście zdziwienia. - Skrzydło nie jest zamknięte, ale siedzę tu od kilku godzin, nie mogłem spać. - Wytłumaczył. - Po prostu, nie mam odwagi, żeby tam wejść. - Odparł ze szczerością.
 - Przecież to nie Twoja wina. Myślę, że Ann byłoby miło, że ktoś chciał z nią posiedzieć całą noc, nawet jeśli tylko by spała.
 - Właśnie, że moja wina. - Zalamał ręce. - Nic nie zauważyłem. Przecież rozmawiałem z nią tyle razy, mieliśmy... to znaczy, mamy wspólne tematy i zawsze wydawała się taka pełna życia. Raz tylko zauważyłem smutek siędzący gdzieś głęboko w niej, ale to było chwilowe. Przecież kżdy z nas może mieć gorszy dzień. Nie miałem pojęcia, że coś ukrywa. - Westchnął zrezygnowany. - I jeszcze teraz próbuję usprawiedliwiać samego siebie.
 - Nie tylko ty. Jeśli ktoś jest winny to każdy z nas, tak samo. Ale nie da się naprawić kogoś, kto nigdy nie pokazał, że jest złamany. Śmiech i uśmiech, to była jej tarcza na zło. Ale właśnie ta tarcza pękła, a my się dowiedzielismy, że w ogóle jakakolwiek istniała. Ale gdy już mamy tą wiedzę, możemy coś zdziałać. - Poklepałam go po ramieniu. - Chodź, może już nie śpi. - Dodałam i oboje weszliśmy do srodka.
W całej sali było tylko kilka zajętych łóżek. Lekko odginając kotary każdego z nich, w końcu odnaleźliśmy łóżko Gryfonki, która wciąż spała. Wyglądała tak delikatnie i błogo, i tylko owinięte w bandaże nadgarstki zdradzały wydarzenia z wczoraj. Przynieśliśmy dwa krzesła i usiedliśmy po obu stronach łóżka, nie wiedząc co ze sobą zrobić. Odgięliśmy bardzoej kotary, żeby wpadło więcej porannego słońca, co przebudziło naszą przyjaciółkę.
 - Jak się czujesz? - Pierwszy odezwał się Lunatyk. Ann tylko wzruszyła ramiona patrząc przed siebie.
 - Byłaś silna. McGonagall powiedziała, że odzyskujesz siły i wyjdziesz z tego. - Próbowałam uśmiechnąć się pokrzepiająco.
 - Nie byłam silna i nie jestem. Nikt silny nie próbuje się zabić. - W jej głosie słychać było pustkę, która przyprawiała mnie o ciarki. - Jestem słaba, tak bardzo, że nie potrafię poradzić sobie sama ze sobą. Umiem tylko śmiać się i udawać, że wszytsko jest okej, a potem płakać w nocy.
 - Nieprawda. Właśnie, że jesteś silna. Tylko silny człowiek potrafi podjąć decyzję. Ja nigdy nie potrafiłam, za bardzo się bałam. - Spuściłam głowę. - Nie mówię, że Twoja decyzja była lepsza, bo nie była, ale tylko ktoś z taką siłą jak Twoja, potrafiłby we wnętrzu przeżywać swoje smutki przy jednoczesnym wspieraniu swoich przyjaciół. Ale teraz to my tu od tego jesteśmy Annie. - Dotknęłam jej dłoni.
 - Proszę, nie udawaj przed nami. Nikt ne wygra życia w pojedynkę. - Powiedział Remus.
 - I Ty to mówisz, Lunatyku? - Zapytała smutno blondynka wpatrując się w twarz przyjaciela. Przez chwilę patrzyli na siebie, po czym chłopak spuścił wzrok.
 - Ta rozmowa dwa dni temu... Przepraszam. To wszystko moja wina. - Jego głos się załamał. Jaka rozmowa? O czym nie wiem? Znów tajemnice, przebiegło mi przez myśl, jednak postanowiłam się nie odzywać.
 - Nie, to nie twoja wina. Nie powinieneś przyjmować na siebie czegoś, czego nie chcę. - Odparła ze spokojem. Ze zbyt dużym spokojem, jak na mój gust. Remus spojrzał na nią z widocznym zdziwieniem. - Miałeś rację. Litość jest najgorszym argumentem, jeśli chodzi o dwoje ludzi. I najbardziej krzywdzącym. A ja zadziałałam zbyt pochopnie. Teraz wiem, że są ludzie, o których uczuciach nie pomyślałam. I dlatego nie jestem silna, Dorcas - teraz zwróciła się do mnie - Mam dla kogo żyć. Przepraszam. Powinnam też przeprosić moich rodziców i chyba zaraz będę miała okazję. - Jej wzrok skierował się w stronę wejścia. Podążając za nim ujrzałam starszą parę. Z daleko widać było ciemne sińce pod oczami kobiety, która rozmawiała właśnie z profesor McGonagall. Mężczyzna patrzył prosto w naszą stronę.
 - Myślę, że reszta też niedługo się zjawi. Nie będziemy przeszkadzać. - Powiedziałam cicho i puściłam jej dłoń. Spojrzałam na Luntyka, który patrzył się gdzieś przed siebie. Jeszcze raz spojrzałam na Ann i uśmiechnęłam się pokrzepiajaco, po czym razem odeszliśmy od łóżka, po drodze witając się z nauczycielką i małżeństwem. Wciąż chodziło mi po głowie, o czym mówiła przyjaciółka. Coś się stało między nią a Remusem, ale żadne z nich nie kwapiło się do wyjaśnień.
       ...
Lily Evans

Przebudziłam się zanim wszyscy jeszcze wstali. Dorcas z Syriuszem leżeli razem, a kotary ich łóżka były odsłonięte. Przetarłam oczy, znalazłam kawałek pergaminu, pióro i jak najszybciej napisałam krótki liścik do Severusa.
Spotkajmy się w naszym miejscu.
Włożyłam go do kieszeni i wypowiedziałam zaklęcie. Nie użyłam konketnej nazwy, ani imienia, gdyby liścik miał wpaść w czyjeś ręce. Istniało małe pradopodobieństwo, ale jednak.W domu węża nic nie było oczywiste i proste, tym bardziej teraz, gdy Sev postanowił odejść z szeregów Czarnego Pana. Byłam jednocześnie najszczęśliwszą i najbardziej przerażoną osobą w swoim dotychczasowym życiu. Wziełam pierwsze z brzegu ubrania  poszłam do łazienki umyć zęby. Było chłodno, więc odkręciłam gorącą wodę, żeby para nieco ogrzała pomieszczenie. Nie chciałam nawet patrzeć w stronę wanny. Szybko przemyłam twarz, rozczesałam włosy i wyszczotkowałam zęby. Jak naciszej wróciłam do pokoju i nie chcąc budzić pozostałych, cicho zasłoniłam kotary swojego niepościelonego łóżka.
Pokój Wspólny był jak zwykle pusty o tej porze w weekend. Nie było nawet siódmej. Miałam nadzieję, że mój liścik obudzi Severusa. Lekkie ukłucie w kieszeni spodni powinno zadziałać. To był nasz sposób na komunikację w zamku. Znaleźliśmy te zaklęcie w jakiejś książce i okazało się idealnym rozwiązaniem, bez wykorzystywania sów. Wiem, że James z Syriuszem mieli też swój sposób. Nie raz widziałam jak jeden z nich mówił coś do małego lusterka, a drugi nagle się zjawiał. Muszę ich kiedyś o to dobrze wypytać.
W ciepłym swetrze i czapce przemierzałam korytarze. Im niżej schodziłam tym zimniej się robiło. Żałowałam, że nie założyłam szaty, która dawałaby mi jeszcze jedną warstwe ciepła. Kiedy dotarłam do łazienki w lochach, ze smutkiem stwierdziłam, że jest pusta. Podeszłam do ostatniej kabiny zerknać na nasz wywar. Jakież było moje zdumienie, gdy ujrzałam nie zielony, a granatowy kolor w kociołku. Nie wierzyłam własnym oczom, przecież jeszcze tydzień temu zostawiliśmy go, całkowicie zmarnowani, w kolorze zielonym. To oznaczało, że jesteśmy o krok bliżej. Poprawnie skonstruowany eliksir miał mieć barwę błękitu. Znów zatliła się we mnie iskierka nadziei. A jeśli, jednak nam się uda? Może ostatnie 3 miesiące nie poszły zupełnie na marne.
Moje rozmyślania przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Wyszłam z kabiny i ujrzałam zaczerwienioną twarz mojego przyjaciela - nie, już nie tylko przyjaciela, a mojego chłopaka. Wciąż się z tym oswajałam.
 - Coś się stało? Jest siódma rano. - Powiedział Ślizgon i potarł dłonią twarz. Popatrzyłam na niego i mocno przytuliłam. Odwzajemnił gest i podniósł nieco brwi.
 - Widziałeś kolor eliksiru? Jest granatowy. Wiesz co to oznacza? - Zaptałam patrząc na niego z uśmiechem.
 - Że coś drgnęło, w dobrą stronę? - Zaśmiał się. - I tylko po to mnie tu ściagnęłaś o siódmej rano w niedzielę? - Dodał z ziewnięciem. - Nie żebym narzekał na twoje towarzystwo, ale moje łóżko było o niebo cieplejsze niż ta łazienka. -  Wskazał głową na pomieszczenie. - Chyba powinniśmy do niego wrócić, razem. - Uśmiechnął się deliaktnie. Poczułam lekkie ukłucie w sercu. Jesteśmy razem od dwóch tygodni, cudownych tygodni, ale nie robiliśmy nic poza spędzaniem razem czasu i to tylko w łazience w lochach. Kolejna konsekwencja ukrywania się. Wiele razy już czułam lekkie uczucie zazdrości, gdy widziałam przytulających się w Pokoju Wspólnym Syriusza z Dorcas, badź jakieś inne pary, robiące to od tak na korytarzach zamku. Albo całujące się. My nie mogliśmy robić nic otwarcie, to przygnębiajace.
 - Nawet nie wiesz jak bardzo bym chciała. - Powiedziałam cicho, wtulając się w niego mocniej. Poczułam jego usta na moich włosach i mocniejszy uscisk. - Ale nie z tego powodu chciałam się spotkać. - Wyswobodziłam się z jego ramion, a smutek znów ogarnął mnie całą. - Moja przyjaciółka, Ann... Ona chciała wczoraj odebrać sobie życie. A właściwie prawie to zrobiła. Nie chcę myśleć co by sę stało, gdyby Dorcas nie znalazła jej w  naszej łazience tak szybko. - Zawiesiłam głos.
 - Wiem. - Odparł. Na widok mojego zaskoczenia, dodał. - Avery byl wczoraj w Skrzydle Szpitalnym, skręcił sobie kostkę na treningu Quidditcha. Kiedy tam leżał, przybiegł Potter i wszytko powiedział pielęgniarce. Więc jak się domyślasz, cały Slytherin już wie, że jakaś Gryfonka chciała się zabić.
 - Och, jeszcze tego brakowało. Jej i tak już musi być ciężko, a teraz i z tym będzie się zmagać. - Spuściłąm głowę ze zrezygnowania.
 - Nie znam jej, ale skoro to Twoja przyjaciółka... Przykro mi. - Dotknął dłonią moich pleców. Drugą ręką chwicił mój podbródek i zmusił do spojrzenia w swoje oczy. - Hej, ona wyjdzie z tego. Ta pielęgniarka jest niezła, jesteśmy czarodziejami. Dla nas to pikuś.
 - Wiem, ale tu nie chodzi o rany na ciele, tylko o jej psychikę. Zupełnie nie wiem co mam zrobić, jak ją wesprzeć. Nigdy się tak nie czułam, brak mi pomysłów.
 - Cóż, zazdroszczę. - Twarz Severusa nagle posmutniała.
 - Sev, czy Ty... Czy Ty kiedyś chciałeś to zrobić? - Zapytałam zupełnie zaskoczona. Nie odpowiedział od razu.
 - To raczej nie miejsce i czas na takie rozmowy.
 - Nieprawda , to właśnie to miejsce i ten czas. Czemu nigdy ze mną o tym nie rozmawiałeś?
 - Po pierwsze, bo nie ma o czym. A po drugie, to rozmawiamy normalnie od paru miesięcy, wcześniej nie było takiej możliwości. - Odparł zażenowany. - Ale to już nieważne, jesteśmy teraz razem, tylko to się liczy. - Dotknął opuszkiem kciuka moich ust, po czym złożył na nich delikatny pocałunek. Moje ciało przeszył dreszcz, ze smutku, z ekscytacji i z zimna.
 - Nie mogę Cię zmusić do rozmowy, ale jeszcze do tego wrócimy. Nie chcę być tylko dziewczyną od dobrych chwil. Cholera, nie chcę być nikim, tylko od dobrych chwil. Dopiero co wczoraj przechodziłam ten etap z Annie. Czy naprawdę jestem, aż tak okrutną osobą, która nie zrozumie ludzkich trosk lub problemów. Mam wrażenie, że nikt nie widzi we mnie przyjaciółki, czuję się z tym okropnie nieludzko. - Wyrzuciłam z siebie. - Czy jestem aż taką egoistką, że widzę tylko swoje sprawy? - Nie wiem czy chcę znać odpwoiedź na to pytanie lecz Severus zaczął się śmiać w odpowiedzi, co wprowadziło mnie w osłupienie.
 - Ty, egoistką? A przypomnij mi, dlaczego jesteśmy akurat w tej łazience i co bulgocze w ostatniej kabinie. Chyba akurat nam się ten eliksir nie przyda, co? - Uśmiechnął się. - Jeżeli tak zachowują się i wyglądają egoiści, to możesz być moją najcudowniejszą i najsłodszą egoistką na świecie. Ale jedna rzecz Ci nie wyszła, to trzeba przynać. - Spojrzał na mnie. - Chciałaś tym eliksirem uzdrowić swojego przyjaciela, a uzdrowiłaś mnie. Wyleczyłaś mnie z cierpienia. - Zbliżył twarz do mojej na milimetry. - No i może jeszcze z tłustych włosów. - Jego śmiech wypełnił każdą cząstkę mnie.
 - Uwielbiam to jakie są delikatne. Do twarzy Ci w nich. - Zawtórowałam mu i zanurzyłam dłoń w jego włosach. Uwielbiałam to robić.

***
Równo dwa lata i dwa dni.
Tyle minęło od mojej ostatniej notki na blogu. Teraz wracam z głową pełną pomysłów i sercem pełnym wspomnień. Ale stanowczo przydałby mi się ktoś redagujący, bo co rusz znajduję mini pomyłki, dlatego wybaczcie. :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz